czwartek, 30 grudnia 2021

Piwny jaszczur

Jeśli jest jakiś dział komercji, którego jeszcze nie "przejęły" mezozoiczne gady, a powinno się tego spodziewać, to jest to browarnictwo.

Przy okazji - nowy rekord. W Ameryce, bo jakżeby inaczej.

Na tym etapie ewolucji nie był jeszcze beczkowaty

Ichtiozaur Cymbospondylus youngorum liczył za życia nawet 17 metrów na 45 ton, co wraz z wiekiem 245 milionów lat czyni go "pierwszym olbrzymem Ziemi". 

Ta miarka to na metry czy stopy?

Około dwumetrową czaszkę, kilka kręgów, bark i prawdopodobnie część ogona odkryto w 1998, jednak wykopano go na raty dopiero między 2010 a 2015 ze zbocza Mt Augusta, nieco na zachód od środka Nevady. Pomocne okazało się zainteresowanie Toma Younga, lokalnego browarnika i przy okazji geologa; poza wsparciem w wykopaliskach zorganizował transport olbrzymiej skamieniałości firmową ciężarówką do Muzeum Historii Naturalnej w Los Angeles (tu anegdota - podobno kierowca za mocno depnął na gaz, a policjant, który go zatrzymał, nie chciał uwierzyć, że ładunek to dinozaur, a nie piwo).

Co do piwa - Young stworzył markę o dumnej nazwie Icky IPA (według oficjalnej strony browaru ma posmak grejpfruta, limonki, świerku i sosny, z domieszką karmelowo-cytrusową).

Etykieta w latach 1993 - 2020

Nowa etykieta (by Kate O'Hara)

Tak w ogóle, ichtiozaur z rzędu Shonisaurus to oficjalna skamielina Nevady.

grafika google (ilustracje 1 i 4)

środa, 29 grudnia 2021

Czym chwali się Mazowsze

Polska nie bardzo nadaje się na miejsce dla miłośników mezozoicznego życia, a jeśli już, to raczej południe - najlepiej Świętokrzyskie i Jura Krakowsko-Częstochowska - a tu jaki zaskok.

Generalnie przez całą erę gadów środkowa Polska - włączając Mazowsze - to było dno morskie, ale raz na jakiś czas zdarzyło mu się odsłaniać. Jak 200 milionów lat temu (początek jury).

Śladów może być aż kilka tysięcy. Odkryto je w kopalni iłów w Borkowicach, póki co wydobyto 60 bloków skalnych, ale prace trwają. Właściciel kopalni nie robi problemów.

Kopalnia niezadaszona - tropy są na tym samym poziomie, co gruzy

Jakość zachowania znalezisk powala, rada gminy ma podjąć uchwałę o ustaleniu kopalni stanowiskiem dokumentacyjnym - jednym z najbogatszych na świecie, zważywszy na poziom konserwacji, oraz bonus w postaci pustek po kościach i szczątków małych zwierząt. 

"Aby taki stan zachowania był możliwy, musiała nastąpić w krótkim czasie bardzo szczególna sekwencja wydarzeń: ustąpienie z tego obszaru wód laguny, odsłonięcie ilastego dna, wejście dinozaurów na wciąż plastyczny (ale niezbyt grząski) grunt, wyschnięcie podłoża i utrwalenie tropów (na co dowodem są szczeliny z wysychania przecinające niektóre tropy), ponowne szybkie zalanie obszaru i równie szybkie przykrycie powierzchni przez sedymentację ławicy piasku nasuwającej się bariery – przez co ślady zostały utrwalone jako naturalne odlewy" - mówi profesor Grzegorz Pieńkowski z PGI.

Blok z tropami trójpalczastych drapieżników (teropodów?)
Mapowanie powyższego

Więcej w relacji z konferencji:

Na stronie Muzeum Geologii są też prezentacje: raz i dwa.


środa, 22 grudnia 2021

Coś w klimacie Bożego Narodzenia

(chociaż Jezus urodził się na wiosnę)

Ptaki mogły wykształcić metodę wykluwania zwaną "podwijaniem ciała" jeszcze jako dinozaury (a przynajmniej teropody). Polega to na przygięciu łba do mostka i ustawieniu się grzbietem do dłuższej ścianki, żeby łatwiej było rozbić skorupę. Czy jakoś tak.

Śliczne. Gdyby wszystkie skamieniałości były w tak dobrym stanie...

Wyłapano to u liczącego 72-66 milionów lat pisklaka owiraptora z Ganzhou w Jiangxi (południe Chin), w ekwiwalencie 17 dni rozwoju (czyli krótko przed wykluciem). Mierzące 27 centymetrów długości młode ściśnięte było w krótszym o 10 centymetrów jaju. Nazwano go Yingliang Baby.

Dla ułatwienia

Jak to w większości przypadków, skamielina przeleżała w magazynie - tutaj w prywatnej kolekcji Lianga Liu, dyrektora firmy kamieniarsko-wydobywczej Yingliang Group, który odkupił ją w 2000 roku od znalazców (chyba amatorów). Pokurzyła się przez piętnaście lat, aż zabrali się za nią ludzie poszukujący eksponatów do nowopowstałego Muzeum Historii Naturalnej Yingliang Stone. "Prawdopodobne jajo dinozaura" awansowało wtedy na "pewne jajo dinozaura", i to niezwykłe - tkwiący w nim embrion był najlepiej zachowany na świecie; dzięki temu odkryto tę ptasią pozę.

Wietrzę nową pozycję w jodze

Ten embrion wewnątrz jaja to jedna z najpiękniejszych skamieniałości, jakie kiedykolwiek widziałem. Mały dinozaur wygląda jak mały ptak przed wykluciem, zwinięty w jaju. To kolejny dowód wskazujący, że liczne cechy współczesnych ptaków pojawiły się u dinozaurów - mówi profesor Steve Brusatte z Uniwersytetu w Edynburgu (BTW polecam książkę tego pana, Era dinozaurów. Od narodzin do upadku).

Badań tego okazu będzie ciąg dalszy. Jak i porównanie z innymi skamieniałymi jajami.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Nie byliśmy sami

Wygląda, że sianie zniszczenia nie jest cechą jedynie sapiensów, a przynajmniej tak brzmi jedna z teorii. Naszymi "braćmi w destrukcji" byli dosłowni krewniacy, neandertalczycy.

Wniosek wysunięto na podstawie tylko jednego (jak na razie) stanowiska w Neumark-Nord w Niemczech - 30 kilometrów na zachód od Lipska, w tym samym paśmie górskim, co o ponad połowę młodszy palec megalocerosa - gdzie spory kawałek brzegu jeziora, nad którym obozowali neandertalczycy, przez pewien czas był systematycznie wylesiany.

Czas, o którym mowa, 125 tysięcy lat temu, wypadał na interglacjał eemski - 15 milleniów, na czas których pokryte zazwyczaj lądolodem centralnopółnocne Niemcy odmarzły, co skwapliwie wykorzystano, bowiem tereny polodowcowe obfitowały w jeziora i równiny przyciągające zwierzęta, które z kolei przyciągały neandertalczyków (w końcu to technicznie drapieżniki). Nad brzegiem tego jeziora zagościli na aż dwa tysiące lat z rzędu.

Argumentem był obszarowy zanik pyłków brzóz i sosen, z braku oznak zmian klimatu w okolicy uznany za dowód na karczowanie perymetru. Niektórzy badacze pokusili się nawet o przypuszczenie, że używano w tym celu ognia, jednak mało precyzyjne datowanie śladów węgla w osadach może równie dobrze oznaczać pożar naturalny, który mógł nawet wybuchnąć jeszcze przed przybyciem neandertalczyków.

Nie należy jednak uważać tego za pociechę. Neandertalczycy nie doprowadzili do katastrofy klimatycznej.

niedziela, 12 grudnia 2021

Doktor Plagi

Nie zrobiłam go z powodu czwartej fali, plan był z dawna. Po prostu niepokojąco się zbiegło.

Wyszedł dłuższy, niż zakładałam - 34 centymetry w kapeluszu, zamiast 20. Filc i len (plus bawełniane nici, wata i ścinki). 13 dni, z czego 5 pracy. Najtrudniejsze było doczepianie kończyn do korpusu.

piątek, 10 grudnia 2021

Mowa jest jednak złotem

To już drugi (katalogowo czwarty) tego roku przypadek odnalezienia mumii ze złotem w paszczy. A konkretnie ze złotym językiem (po jednym na paszczę).

Grób mężczyzny, z wnętrznościami

Znalezisko było w zasadzie przypadkowe. Głównym celem archeologów z Uniwersytetu w Barcelonie były dwa grobowce z Oksyrynchos (dziś Al-Bahnasa) sprzed 2,5 tysiąca lat, prawdopodobnie dynastii saickiej (26-tej). Grób mężczyzny nie padł ofiarą rabusiów, znaleziono w nim wapienną trumnę, skrytkę z urnami kanopskimi, oraz 402-osobową armię uszebti z zielonego fajansu.

To już obsesja

Na ironię to o wiele biedniejszy grób kobiety był bardziej interesujący - poza wapienną trumną, w wejściu natrafiono na dwa niezidentyfikowane trupy ze złotymi blaszkami w jamach gębowych (nie wiadomo, czemu one tam jeszcze były. Może rabusie nie wpadli na przeszukanie ciał, może je zdeponowano później).

Grób kobiety, bez wnętrzności

Nie jest również jasne, o co chodzi z językami; na pewno to rytuał pogrzebowy, bo w Księdze Umarłych (alternatywnie Księga Wychodzenia za Dnia) pada wzmianka o złocie w ustach, które miało umożliwiać zmarłemu komunikację, oddychanie i żywienie w zaświatach. Mała powszechność może wynikać z kradzieży lub ceny towaru. Jest też teoria, że praktykowano to wobec mających coś na sumieniu, żeby mieli się jak wykpić przed Ozyrysem.

Nie wiem, skąd trzeci

Tym samym Oksyrynchos po raz kolejny (po bazgrołach Menandra i Ewangelii Tomasza) zapisuje się jako ważne starożytne stanowisko.

poniedziałek, 6 grudnia 2021

"Córka Głębin", Rick Riordan

Jako pierwsze science-fiction w dorobku wypadło bardzo dobrze, trzymała się braku standardowych elementów Riordanoversum - żadnych hintowych snów (specjalność szefa kuchni), ducha kapitana Nemo też się tu nie uświadczy, podobnie kapryśnych antropomorficznych personifikacji o dziwnym guście, albo stworzeń każących się zastanawiać nad kondycją wzroku starożytnych.

SF ma tu głównie postać altechu - znaczy alternatywnej technologii - wynalezionej przez kapitana Nemo, w tym inteligentnego statku Nautilusa; swoją drogą, bardzo fajna metoda komunikacji ze statkiem, przypominają mi się Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia. Opisy technologii nie wiem, na ile są zgodne z fizyką, ale wyglądały ciekawie.

Trochę mi zgrzyta ten zabieg z "najważniejszą osobą świata", ale Ana nie była szczęśliwie nadczłowiekiem (acz prefektowanie swojej klasie było temu bliskie; pytanie tylko, jak się tę rolę zdobywało. Jakieś głosowanie?). Reszta postaci OK, szczególnie podobała mi się Ester, pierwsza postać ASD w Riordanoversum; jako aspie uznaję ją za godnie oddaną.

Warsztat trzyma poziom standardowy dla autora. Zwroty akcji ciekawe. Dobre, nieprzeciągnięte zakończenie. Mam tylko małe ale co do niskiej śmiertelności "naekranowej", choć to tylko moja wyrobiona horrorami opinia.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Zagrożenie diety mięsnej

Najstarszy zarażony przez zwierzę pechowiec był neandertalczykiem. I nie trzeba było szukać kolejnego szkieletu, bo okazał się nim Człowiek z La Chapelle, od 113 lat kurzący się w jakimś francuskim magazynie.

Rekonstrukcja pochówku (to na lewo od głowy to chyba coś kopytnego)

Delikwent, poza zaawansowaną chorobą zwyrodnieniową stawów (przez którą mylnie przed wojną wykoncypowano, że neandertalczycy nie umieli chodzić prosto, a co obalono w 1957. Ale co se społeczeństwo o prymitywności krewniaków ubzdurało, to jego, kto laikom zabroni), cierpiał również na stany zapalne wywołane brucelozą - popularnym do dziś paskudztwem, którym można się zarazić poprzez kontakt z mięsem i oprawianą skórą praktycznie każdego spotykanego w paleolitycznej Europie zwierzęcia, z wyłączeniem mamutów i nosorożców.

Ten osobnik zaliczył zapewne w miarę łagodną wersję, bo dożył zaawansowanego, jak na 50 tysięcy lat temu, wieku niecałych 60 lat, a umarło mu się (według dra Martina Haeuslera) na zapalenie wsierdzia (musiałam guglować; najwewnętrzniejsza warstwa serca). Względnie zachorował krótko przed śmiercią, bo zapalenie wsierdzia to jeden ze skutków brucelozy.

___________________
źródło:

czwartek, 25 listopada 2021

"Głodna Puszcza" (+ "Nie ma tego Złego"), Marcin Mortka

Głodna Puszcza to sequel, więc najpierw o części pierwszej:

Czyta się łatwo i szybko (acz ja dostawałam tiku nerwowego przy każdym przejawie łaciny podwórkowej; sześć lat szkoły ponadpodstawowej jednak mnie niedostatecznie znieczuliły), świat przedstawiony nazywany na zasadzie Wielkoliterozy, co po głębszym zastanowieniu ułatwia się zorientować co, kto i gdzie łatwiej, niż własnorobne słówka, ale mnie nieco konfudowało. Do postaci nic nie mam, nawet udane. Niebieski ekran śmierci wywalił mi się tylko trzy razy:

1. Niby byłam świadoma, że to pseudo-średniowiecze (renesans?), ale i tak nie byłam przygotowana na nagły atak kartofli.

2. Na kanał portowy w jednym mieście mówi się Jelito. Chyba się domyślam, jak się nazywa ewentualna śluza przy ujściu do morza...

3. Dlaczego, czytając o Węszących vel Nocnych Jeźdźcach, pomyślałam o Nâzgulach?

A teraz do brzegu.

Ta część szła podobnie bezproblemowo, jeśli chodzi o prędkość, ale kolokwializmów jakby więcej (mogłam też tamtych nie zapamiętać, dawno czytałam). Za to podtekstów na pewno, jak i kawałków o produktach przemiany materii; pod koniec na szczęście autor zluzował. Pomijając te niedogodności, parę razy było śmiesznie, to na plus. Dwa razy udało mi się domyśleć ciągu dalszego, raz było zaskoczenie. Całkiem ciągłość obmyślana, luźne wtręty po kilku stronach nabierały sensu; ciekawe, czy będą konsekwentne w kontynuacji (bo wyraźnie się na taką zanosi).

Jest za to spore "ale" - wygląda, że według autora nienależące do rodziny narratora kobiety u władzy mają być tym narratorem, że tak to ujmę, zainteresowane. To miało być zabawne?

Postaci nadal prowadzone poprawnie. Ciekawie wyszło z trollami, z samą Głodną Puszczą też. Główni złole jakoś nie sprawiali przerażającego wrażenia.

Tak czy siak ciekawa lektura.

wtorek, 23 listopada 2021

Wojna o hipopotamy

Tego, że faraon 17-tej dynastii Sekenenre Tao (numer 1 na kwietniowej przeprowadzce mumii) nie skonał w spokoju, domyślano się już w 1886 - pięć lat po wytarganiu nieboraka z Deir el-Bahari - a tomografia wykonana osiemdziesiąt lat później potwierdziła, że okoliczności były wyjątkowo parszywe.

Zacząć trzeba od tego, że wszystkie urazy skupiały się na głowie - najpierw w czoło cięto denata mieczem lub toporem, potem toporem w prawy oczodół, lewa kość jarzmowa (też chyba toporem); oberwał też licznie po całej twarzy narzędziem tępym lub tępokrawędzistym, zapewne pałka lub trzonkiem topora, a u podstawy czaszki jest ślad po dźgnięciu (włócznią?), które mogło dosięgnąć mózgu.

[Tym razem wyjątkowo nie wstawiam zdjęcia, ze względu na co wrażliwszych. Można je obejrzeć na własną odpowiedzialność tu.]

Nie znaleziono natomiast ran obronnych na rękach, co wykluczyło rany bitewne. Co nie znaczy, że zatłuczono go we śnie - wykręcenie nadgarstków sugeruje, że denat miał je związany za plecami. Oznacza to prawdopodobnie egzekucję.

Źródła pisane nie wskazują bezpośredniego powodu takiego końca, wnioski jednak nasuwają się takie:

Wiadomo, że w XVI wieku peene w Egipcie panoszyli się pochodzący z Lewantu Heqau-Chasut (znani szerzej jako Hyksosi; przeklęte grekizmy), którzy zajęli Dolny Egipt i wymusili na reszcie kraju daninę. Impulsem dla Sekenenre był zapewne złośliwy list od zagnieżdżonego w Awaris króla Apopisa (tak, jak ten wężowy bóg zła), w którym obwieszczał niczym przywódczyni kliki, że kazał rozwalić świątynną sadzawkę w Tebach i wybić trzymane w niej hipopotamy (zwierzęta dla Egipcjan święte, jako wyobrażenie bogini Tauret, patronki ciężarnych i spokoju domów), bo... przeszkadzały mu ich ryki.

Wiadomo też, że w wojnie, jaką wszczęto pod Tebami, zginął najstarszy syn faraona, Kemose, ale losy samego Sekenenre są niejasne. Na pewno zginął z dala od zakładów balsamistów, do czasu konserwacji zaczął nawet gnić (mózg był skoncentrowany po jednej stronie czaszki, jakby trup leżał na boku), co czuć po specyficznym na tle innych mumii odorze.

Sekenenre Tao jest pierwszym faraonem potwierdzonym jako uśmiercony podczas bitwy.

piątek, 19 listopada 2021

Moda na zimę

Obśmiewanie zawartości sieciówek nie było, jak się okazuje, jednorazową imprezą. Pora sprawdzić, czym zaszpanować na sylwestra.

Na początek wygląda na to, że do łask wróciły lata 70-te. 

Jeśli jesteście fanami Kubrickowskiego Lśnienia, teraz możecie mieć fragment hotelu na sobie. Jest też taka spódniczka.

Dla tęskniących za kocem z PRL-owej kanapy babci.

Jakby na imprezie zaszła potrzeba reanimacji a la Pulp Fiction. Albo transplantacji nerki.

Gdy chcecie wbić na premierę najnowszego Matrixa, i podkreślić swoje poparcie dla ciemnej strony Mocy.

czwartek, 18 listopada 2021

Ćwiczenie czyni mistrza

Pewnie nikt się nigdy nie zastanawiał, jak właściwie powstawały te egipskie płaskorzeźbo-malowidła? Niespodzianka - nie brały się znikąd. Ich twórcy ćwiczyli tak samo, jak w każdej innej dziedzinie.

Tak właśnie wygląda praca archeologa. Nie żadne uciekające głazy

Jedne z takich praktyk odbywały się w Świątyni Miliona Lat w Deir el-Bahari, a prościej mówiąc, w świątyni Hatszepsut. Zaangażowanie amatorów do tak ważnego projektu było konieczne ze względu na wielkość przedsięwzięcia, bo potrzebowali każdej pary rąk. 

Prace dzielono - uczniowie rzeźbili mniej skomplikowane elementy typu sylwetki, szczegóły wzięli na siebie nauczyciele. I poprawianie błędów. Obie grupy współpracowały za to przy perukach, jako najbardziej pracochłonnych. Dodatkowo każdy zespół miał wyznaczony kawałek pomieszczenia.

Nietrudno zgadnąć, gdzie pracował nowicjusz

Na wszystko to wpadła Polsko-Egipska Ekspedycja Archeologiczno-Konserwatorska z ramienia Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego, we współpracy z Egipskim Ministerstwem Starożytności. Obiektem zainteresowania były dwa 13-metrowe malowidła na przeciwległych ścianach Kaplicy Hatszepsut, głównej komory świątyni, przedstawiające łącznie sto osób z darami dla królowej; znaleziono na nich (ścianach) wyraźne ślady wszystkich siedmiu etapów twórczych:

1. Wyrównywanie ściany - wygładzanie i tynkowanie.
2. Rozparcelowanie ściany na mniejsze jednostki, nałożenie siatki do proporcji.
3. Wstępny szkic czerwoną farbą, ze wcześniej przygotowanego rysunku.
4. Korekta detaliczna (przez mistrza) czarną farbą.
5. Tekst hieroglificzny - najpierw na czerwono, potem czarno.
6. Rzeźbienie za czarnymi liniami.
7. Malowanie.

Odkrycie też nie wzięło się hop-siup. Przez ostatnie dziesięć lat zespół odrysowywał ręcznie wszystkie detale na wielkich płachtach folii, które następnie skanowano i obrabiano graficznie.

piątek, 5 listopada 2021

Trylogia "Posłaniec Burzy", J. C. Cervantes

Mitologia Majów jest jednym z tych systemów wierzeń, o których szersza publika wie mniej niż o ich wyznawcach, i to o tyle, o ile. Dlatego Rick Riordan postanowił coś z tym zrobić, ale nie sam - nawiązał współpracę z autorami znającymi te opowieści od dziecka, a więc nie potrzebujących aż takiego riserdżu. Majami zajęła się J. C. Cervantes.

Posłaniec Burzy
Jak na początek przystało, warsztat ma kilka zgrzytów, ale brak takich uwierających (zapewne dzięki przekładowi), jeśli nie liczyć wciskanych losowo hiszpańskich słówek. Niektóre fragmenty mogłyby znajdować się w horrorze (dla mnie to tym lepiej ;-)), choć kilka opisów jest wstawionych nieco za nachalnie. 

Z postaci najbardziej zapadły mi w pamięć dwie - narrator i jego potencjalna love interest. Zane - narrator - wydaje się całkiem sympatyczny, choć nieco gapowaty (wolno kojarzy niektóre fakty), co w sumie jest na plus, bo przekozacy to przesada, choć bywa męczące (zwłaszcza pod koniec, gdy "odkrywa siebie"). Na moje oko za bardzo zapatrzył się w pewną dziewoję (koleś, znałeś ją raptem parę dni, skąd ta skrajna ufność?); nie wiem, na ile to normalne u trzynasto-/czternastoletnich chłopców, ale nawet pasuje do tego nieogaru.

Natomiast dziewoja, Brooks, stanowczo nie wzbudziła mojej sympatii. Autorka miała chyba zamiar zrobić z niej enigmatyczną heroinę, ale to ciągłe unikanie rozmów i niedzielenie się informacjami było raczej wkurzające. O ile Brooks byłaby sympatyczniejsza, gdyby nie roztaczała tej elfickiej aury.

Strażnik Ognia
W warsztacie nastąpiły poprawy, dialogi robią się naturalniejsze. Nadal hispanizmy są wciskane co kilka stron (rozumiem wtrącanie zwrotów, gdy się nie zna angielskich odpowiedników, ale najprostsze słówka?). Nie umiem tylko określić, czy ten tytułowy Strażnik Ognia to folklor, czy jednak licentia poetica (stegozaur Chiquita <3).

Co do postaci - Zane stracił nieco gapowatości i sam zaczyna robić za niańkę, z czym nawet dobrze wypada. Niestety dalej widzi w Arwenie Brooks ósmy cud świata (nastolatki, eh).

A mówiąc o nahualce - panienka zyskuje powoli człowieczeństwo, ale nadal traktuje Zane'a jak wyjątkowo nadopiekuńcza matka: "nie rób tego, to niebezpieczne. A to jeszcze gorsze, nie rób tym bardziej! A w ogóle to siedź i czekaj na mnie, ja się tym zajmę (czytaj: może znajdzie się inny jeleń, przecież nie zostawię swojego Bubusia samego)".

Dla odmiany "świeżynka" Ren zapowiada się obiecująco. Jest entuzjastyczna i wydaje się nieco bardziej ogarnięta niż Zane w swoich początkach, a za hobby (kosmici) ma u mnie plusa.

Aha, i jeszcze jedno. Jako stała czytelniczka NAKW nie mogłam się po prostu powstrzymać:

[Kamazotz] sprawiał wrażenie wyjątkowo okrutnego, brutalnego osobnika. Drapieżcy - jakby chętnie zabijał tylko dla sportu. Albo wyzwania. Co się mówi do takiego potwora?*
Proponuję "You are one ugly madafaka". Działa jak złoto!

*(rozdział 41, strona 393)

Wędrowiec Cienia
W majańskiej norze królika wszystko po staremu - przypadkowymi hiszpańskimi słówkami rzucają wszyscy, nawet bóstwa, opisy i dialogi powoli zaczynają zgrywać się z tempem akcji. Pewnie dlatego, że ślimakozę przejęła ekspozycja, w trakcie której bohaterowie gaworzą sobie radośnie, jakby nie mieli do załatwienia czegoś istotnego.

Zane odpowiedzialnieje, nawet neurony wybudzają mu się z letargu, i już nie rozpływa się nad swą lubą co pięć stron - częstotliwość spadła może do piętnastu. No i ja wiem, że to przenośnie, ale to, co mu się odwala z sercem, to ja bym z tym do kardiologa poszła. Ale daje se chłopię radę.

Panna zaś ma się coraz lepiej, ale nadal za wiele o niej właściwie nie wiadomo.

Najciekawsza jest Ren - widać, że autorka ma wobec plany, i przyłożyła się.

Reszta postaci, zwłaszcza te nowe, to właściwie tło, ani nie wyłapałam cech, ani nie umiem nic o nich powiedzieć.

*

Ogółem: całkiem przyjemne, ale nie wykorzystano całego potencjału (gdzie cenotes?). Cervantes ma jeszcze napisać coś o Aztekach, więc pewnie się to porozwija.

wtorek, 2 listopada 2021

Venom 2: Carnage (2021)

Nie no, znowu?

Oj, i była rzeźnia. Ale udana.

Po przyprawiających o oczopląs (i roztop mózgu, gdy próbuje się rozróżniać ten cały ludek) produkcjach Marvela miło było obejrzeć coś bardziej kameralnego - i w sensie mniejszej ilości postaci do zapamiętania, i samej historii, w której nie chodzi o ratowanie świata/światów/jakieś ustrojstwo.

W pierwszym filmie najbardziej lubiłam relację Eddiego Brocka i Venoma (kłótnie są fascynujące), tutaj mamy ten etap, w którym już się do siebie przyzwyczaili i odkrywają coraz więcej punktów spornych - ktoś określił to jako "stare małżeństwo" [dokładnie tak wspólna znajoma powiedziała na widok mnie i Maćka drących koty o to, czy moja powieść to SF, czy fantasy]. I jak stare małżeństwo przechodzą kryzysy (nawet jedna z postaci stwierdziła, że potrzebują terapii dla par). 

Trochę inaczej przebiegało to u innej pary - Cletus Kasady i Carnage - którzy od pierwszego kopa złapali nić porozumienia [Maciek twierdzi, że to dlatego, że Carnage za bardzo przesiąknął umysłem żywiciela]. W każdym razie człowiek wypadł dobrze, od dawna nie widziałam takiego świra w akcji (świry też są fascynujące). Co do symbionta...

Scena ujawnienia Carnage'a wyglądała na zainspirowaną Coś [mnie pojawiła się w głowie fraza "i wtedy zmienił się we wściekłą ośmiornicę" - może dlatego, że film oglądałam z Maćkiem, który ostatnio ma na sesjach system mitów Cthulhu], i sam design (jedna z najlepszych rzeczy w filmie) najwyraźniej takowoż - jakby był zbudowany z krwi i tkanek. Wyraźnie się odróżniał od swojego protoplasty/oponenta, był szczuplejszy.

Inne postaci w porządku, choć były bardziej dla tła. Dialogi mnie akurat bawiły. Czekamy z Maćkiem na Morbiusa, żeby jeszcze raz komentarzami ubarwić innym widzom seans.

A, i ciekawostka: alternatywny podtytuł brzmiał "Love Will Tear Us Apart" (czyli "miłość nas rozdzieli").

Venom 2: Let There Be Carnage
Reżyseria: Andy Serkis
Występują: Tom Hardy, Woody Harrelson, Michelle Williams, Naomie Harris, Reid Scott, Stephen Graham, Peggy Lu
______________________
źródło ilustracji: IMDb.com

poniedziałek, 1 listopada 2021

Diuna (2021)

Nie ogarniam, czemu producenci tak uwielbiają
ten typ kompozycji

[SPOILER: zrobili to. KONIEC SPOILERU]

Jak już wracać do kina po zastoju, to z przytupem. I bardzo dobrze zrobili z tą wyłącznie kinową emisją - monumentalizm tego filmu wymagał wielkiego ekranu i dobrych głośników.

Bo "monumentalny" to najlepsze określenie - taka była muzyka, tło i czerwie piaskowe. Technologia i budowle miały w sobie coś z zeszłego stulecia, co bardzo cenię. Sama scenografia (green czy nie) była surowa i nie odciągała uwagi od aktorów, a jednocześnie ładnie ją dopełniała. 

O grze aktorskiej nie mam za specjalnie zdania - była albo dobra, albo bardzo dobra, skoro się jej nie czepiam.

Co do samych postaci, to je również objął duch subtelności - wygląd w sam raz, każdy miał coś do roboty, zamiast snuć się bez celu (jak w 1984), i kogo miało się lubić, lubiło się. Relacje wypadały całkiem wiarygodnie, na mój gust, i o wiele lepiej oddawały beznadziejne czasy. Również punkt za dobrze poprowadzone postaci kobiece (nie, nie mam nic przeciwko zrobieniu z doktora pani doktor, jeśli nadal pełni taką samą rolę dla fabuły).

Nie bardzo mam się jak odnieść do książkowego oryginału, bo odpadłam gdzieś po stu stronach (książka śmierdziała innymi użytkownikami); zresztą za samą historią nie przepadam, trochę za rozległa. Ale trzyma się chyba nieźle.

Tylko mam takie małe pytanie (od kolegi): w jaki sposób taka metoda poruszania skrzydłami otrzymuje ważki/ornitoptery w powietrzu?

Dune
Reżyseria: Denis Villenueve
Występują: Timothée Chalamet, Rebecca Ferguson, Zendaya Coleman, Oscar Isaac, Jason Momoa, Stellan Skarsgård, Josh Brolin, Dave Bautista, Javier Bardem
______________________
źródło ilustracji: IMDb.com

niedziela, 31 października 2021

Meksykański chlebek dla zmarłych

[Przepis to średnia dwóch innych, które można znaleźć tu i tu.]

Miałam tu wrzucić to o tabliczce do wypędzania niesamodzielnych duchów, ale wisiało mi na pulpicie,  a miałam robić porządki.

Jedna pożarta. Te mają po około piętnaście centymetrów średnicy

Składniki:

- 700 g mąki (niecałe 4 szklanki)
- 7g suchych, lub 25 g kostkowych drożdży
- 150 g masła
- 200 ml mleka (2/3 szklanki)
- 5 jajek
- 1 łyżeczka soli
- 100 g cukru (1/2 szklanki)
- zależnie od upodobań, można dosypać trochę anyżu, cynamonu albo wody z pomarańczy

Drożdże wymieszać z połową szklanki mąki i mleko do gładkiej konsystencji (przyda się też łyżeczka cukru na pożywkę dla drożdży). Odstawić zaczyn na pół godziny pod ścierkę w ciepłym miejscu.

Do gotowego zaczynu dodać resztę mąki, jajka, cukier, sól i wybrany dodatek, wymieszać dodając stopniowo stopione masło. Wyrobić na gładko, ugnieść w kulę i zostawić ją w misie pod ścierką na około 2 godziny.

(Dla pewności ciasto można "przewrócić flakami na zewnątrz" - zrobić pięścią dołek w kuli, po czym wgnieść weń brzegi. Można też wstawić do lodówki na kilka godzin, żeby łatwiej je było wyrabiać.)

Podwojone objętością ciasto rzucić na oprószony mąką blat, podzielić na dwa większe bochenki (albo cztery bułki), przy okazji zostawić kawał ciasta wielkości mandarynki - z niego zrobić cztery (lub osiem) wałeczki oraz dwie (lub cztery) kulki. Ułożyć na tacy i przykryć ścierką na kolejną godzinę.

Piekarnik na 180 celsjuszy. Przy pomocy wody przylepić do bochenków "piszczele" i "czaszki". Piec około 30 minut (zależnie od wielkości półproduktu - na bułki wystarczy 25 minut, na chleby ze 40) aż do nabrania złocisto-brązowego koloru.

Świeżo wyjęte z piekarnika wypieki posmarować resztkami stopionego masła i obsypać cukrem. Jeść, jak już nie grożą oparzenia tkanek szczęk.

piątek, 29 października 2021

Kryzys tożsamości u przodków

Wyznaczanie nowych gatunków to stary numer wśród paleontologów, ale wykasowanie w zamian dwóch już istniejących jest pewną nowością.

Cały ten galimatias wynika z uznawania drobnych różnic w kośćcu za cechy gatunkowe. Tutaj jednak było odwrotnie - stwierdzono, że dwa gatunki (H. rhodesiensis i H. heidelbergensis) ze środkowego plejstocenu to tak naprawdę jeden, którego proponuje się nazwać Homo bodoensis, po czaszce do tej pory identyfikowanej jako rhodesiensis.

Decyzję podjęto na podstawie badań DNA szczątków z Afryki i Europy, z których wynikało, że część europejskich znalezisk datowanych na między 774 a129 tysięcy lat temu to tak naprawdę wcześni neandertalczycy, a reszta, w tym niejasne ontologicznie osobniki z Azji Mniejszej i Afryki, to właśnie bodoensis. 

Pomysł ma być kompromisem dla nieuznających gatunku rhodesiensis.. Według autorów badań bodoensis to teoretycznie bezpośredni przodek sapiensów, z innej gałęzi niż neandertalczycy i denisowianie.

__________________
źródło:

czwartek, 21 października 2021

Egzorcyzmy po mezopotamsku

Kojarzycie te obrazki, które zmieniają się, jak patrzy się na nie pod różnymi kątami? Ogarniali coś takiego już 3500 lat temu w Mezopotamii.

Normalne małżeństwo w zaświatach, idźcie dalej...

Muzeum Brytyjskie samo nie wiedziało, co posiadało w magazynie od XIX wieku, uświadomił ich dopiero spec od pisma klinowego bawiący się lampą. Okazało się wtedy, że na uznanej za gładką glinianej tabliczce są ledwo widoczne ryty. Jednak to nie goły koleś prowadzony przez niewiastę na sznurku jak koza wywołał furorę. To był tekst z drugiej strony - z jego treści wynika, że spętany gościu to nieszczęśliwy duch (na pewno nie z powodu smyczy), a panna jest elementem egzorcyzmu.

– Możemy sobie wyobrazić, że wysoki, chudy, brodaty duch krążący po domu działał ludziom na nerwy. Nie mogli nic na to poradzić. Ale pomyślmy, co mogło się wtedy dziać. „O Boże, wujek Henry powrócił”! Może wujek wcześniej stracił trzy żony i wszyscy wiedzieli, że sposobem na pozbycie się go jest znalezienie mu małżonki – wyjaśnia doktor Irving Finkel, który tę tabliczkę badał.

Pomimo ogólnie fatalnego stanu artefaktu, Finkelowi udało się przetłumaczyć instrukcję egzorcyzmu na ducha typu "stalker".

[UWAGA: odradzam wykonywania tego na własną rękę. Nie, żebym wierzyła - po prostu lepiej nie kusić losu]

Najpierw trzeba zrobić figurki kobiety i mężczyzny (metodą, zdaje się, dowolną, ale domyślnie z gliny), po czym typa ubrać jak na co dzień (w Babilonie około 1500 peene, choć ówczesność nieboszczyka chyba też zadziała) i obdarować prowiantem, a typiarę w cztery czerwone szaty i zestaw: złota broszka, łóżko, krzesło, grzebień i fiolka perfum (ale w skali naturalnej?). Część właściwa leci jakoś tak:

O wschodzie słońca dokonasz rytuału i w kierunku Słońca ustawisz dwa naczynia z karneolu napełnione piwem. Ustawiwszy na miejscu specjalne naczynie, ustawisz też kadzielnicę z jałowcem. Zaciągniesz zasłonę. Umieścisz figurki wraz z ich wyposażeniem na miejscu… i powiesz, co następuje: Shamash. Nie patrz za siebie!

Przy czym Shamash to babiloński bóg słońca. Nie wiem, czemu akurat jego w to mieszano. [EDIT 19.03.22: popytałam, Shamash był też od sprawiedliwości zawsze i wszędzie.]

Według Finkela tabliczka mogła być częścią biblioteki magii albo świątyni. Dodatkowo jest najstarszym znanym przedstawieniem ducha. Finkel liczy, że będzie bardzo ciekawym eksponatem (na pewno mniej rozczarowującym niż egipski posążek z Manchesteru, który sam się okręcał wokół własnej osi - spoiler: podstawa była nieco wypukła, i przemieszczały go wibracje od kroków zwiedzających [też tak miałam z kurzołapką. Wystarczyło przenieść na inną półkę]).

______________________
żródło:

środa, 13 października 2021

Gdzie chadzali hominini

Cztery lata temu było głośno o odkrycie dokonane przez dr Gerarda Gierlińskiego w trakcie wakacji na Krecie, czyli o mające liczyć 5,7 mln lat ślady stóp pierwszych form zbliżonych do człowieka. W tym roku się okazało jednak, że źle je datowano.

Spacerek przed powstaniem toksycznego słonego bagna

Rozczaruję sceptyków (przynajmniej do czasu następnych badań) - nie są młodsze niż zakładano, tylko starsze. O 350 tysięcy lat, konkretnie. Z tego powodu był problem z przypisaniem im autorstwa, bo nie wiadomo za wiele o stopach żyjących ówcześnie gatunków; dodatkowe problemy nastręczał paluch - był przywiedziony, ale niektórzy sądzą, że "podejrzani" ewentualnie trzymali je blisko śródstopia na czas chodzenia. Jednocześnie ich rozmieszczenie względem siebie wskazuje na doświadczenie w chodzeniu po prostej.

Jedną z opcji jest Graecopithecus freybergi, uznany za potomka ostatniego wspólnego przodka ludzi i szympansów, oraz prawdopodobnie naszego przodka/kuzyna. Żył jakieś 7 milionów lat temu na Bałkanach, a o jego anatomii wiadomo prawie nic, zwłaszcza o stopach, bo znaleziono tylko szczękę i parę zębów.

Kolejnym problemem była lokalizacja tropów poza Afryką, gdzie spodziewano się dowodów na ewolucję wczesnych form ludzkich. W późnym miocenie doszło do rozprzestrzenienia się Sahary, co wygoniło cały inwentarz na południe lub nad Morze Śródziemne.

pgi.gov.pl (ilustracja)

środa, 6 października 2021

Słoń w metrze

Jeśli mieszkacie w Warszawie lub okolicy, to coś wam może świtać w sprawie słonia z metra na Woli. A jak nie, to pewnie i tak świta, głośno było.

28 listopada będzie wypadała trzecia rocznica wygrzebania kości spod wentylatora na stacji Płocka. Początkowo uznany za mamuta, okazał się samicą słonia leśnego (tak, bywały tu takie. Jak i hieny, lwy, antylopy, sępy, a pewnie i żyrafy.). 

Taka okazja wymagała upamiętnienia (i uatrakcyjnienia miasta. Nawet chciałam w tej sprawie napisać do kogoś, kto by to upełnoprawnił, ale na szczęście są ludzie, którzy nie mają takich problemów z prokrastynacją co ja.), a nawet dwóch:

Po pierwsze resztki słonicy, a raczej tychże repliki, wróciły na stację. Oszczędzę wam biegania po całym kompleksie - gablota jest w podłodze przy wejściu od Wolskiej.

Oj będą pluli na twój grób, kochana

Na ścianie tabliczka znamionowa, według której w interglacjale eemskim (132-115 tys. lat temu) na Woli było jezioro, tak zwana Rynna Żoliborsko-Szczęśliwicka, a szczątki znajdowały się w osadach dennych.

Za drugie uhonorowanie robi malowidło, jednak nie na samej stacji, tylko trzysta metrów od niej, na ścianie bloku przy Skierniewickiej 11. Trochę zasłaniają go drzewa, ale bez obaw, nie przegapicie...

...najbarwniejszego obiektu w okolicy.

Oryginalna słonica jest w zbiorach Muzeum Archeologii.

czwartek, 30 września 2021

Jurassic Park is coming?

Uspokajam - nie zanosi się. Naukowcom wystarczyłby zsekwencjonowany genom i wgląd w ewolucję przodków ptaków.

"Szczęśliwcem" był kaudipteryks - pierzasty teropod wielkości pawia żyjący w Chinach we wczesnej kredzie. Ten konkretny liczył 125 milionów lat i wykitował w Liaoning, ówcześnie składającej się z płytkich jezior i aktywnych wulkanów, co stanowiło warunki idealne do konserwacji.

On już widzi, co się święci

Nadzieja pojawiła się, gdy kawałek chrząstki stawowej z uda po odwapnieniu okazał się zawierać komórki, z których w jednej obecne było jądro z nitkami chromatyn. Przy odrobinie szczęścia z jądra możnaby wyekstrahować DNA, jak zakłada zespół naukowców z Instytutu Paleontologii Kręgowców i Paleoantropologii CAN oraz Muzeum Przyrody w Shandong Tianyu. Dalsze badania trwają.

Gdyby im się udało, ustanowiliby nową poprzeczkę - najstarsze zsekwencjonowane DNA ma 1,2 mln lat i pochodzi z syberyjskiego mamuta.

środa, 29 września 2021

Promieniujesz starością

Po ciężarnej mumii następnym, czym Polska może pochwalić się jako pierwsza, jest odkrycie powstawania radioaktywnych skamieniałości. W zespole, obok między innymi prof. Magdaleny Długosz-Lisieckiej z Międzyresortowego Instytutu Badań Radiacyjnych Politechniki Łódzkiej znalazł się doktor Daniel Tyborowski z Muzeum Ziemi PAN (wspominałam o nim wcześniej - swoją drogą, co środa prowadzi wykłady z historii Ziemi na JuTubie, zdecydowanie polecam).

W telegraficznym skrócie - żeby "gość z przeszłości" wykazywał radioaktywność, zarówno on, jak i środowisko muszą zawierać fosforany; dochodzi wtedy do sorpcji, która pomaga zachować tkanki miękkie. Nazywamy to fosfatyzacją.

Badaniem objęto sfosylizowane mięczaki (amonity, małże), mezozoiczne gady morskie (ichtiozaury, mozazaury) i plejstoceńską roślinożerną megafaunę (mamuty, nosorożce włochate, niedźwiedzie jaskiniowe) z Maroka, Polski i Francji. Wykazano, że jurajskie mięczaki są równie napromieniowane co kości mamutów. 

Te badania otwierają nowe możliwości - poszukiwanie unikatów radiometrem (obiecujące są złoża uranu), identyfikacja podróbek, może nawet nowa metoda określania wieku.

Innymi słowy - jeśli natraficie na skamieliny, lepiej wezwijcie specjalistów, bo skończycie bez zapotrzebowania na oświetlenie domowe. (Taki żart, poziom radioaktywności nie jest groźny dla zdrowia. Ale i tak zgłaszajcie okazy naukowcom.)


sobota, 25 września 2021

Wyprawa na dno piekła

Podróżujących po pustyni Jemenu według opowieści czekało zagrożenie ze strony dżinnów - nie takich jak w Aladynie, tylko złośliwych duchów z bezdymnego ognia, zwanych też ifrytami. Na pocieszenie zostawała im Studnia Piekieł, gdzie upiory mogły tylko nieziemsko zawodzić.

Nie współczułabym małemu Timmy'emu

10-osobowego zespołu Oman Cave Exploration Team nie zniechęciły jednak te ponure bajki i kilka dni temu postanowili zwiedzić jaskinię Barhout - naturalne, dziwnie okrągłe zapadlisko o średnicy 30 metrów, niedaleko granicy jemeńsko-omańskiej. Uznano to za pierwszą taką eksplorację w historii, przynajmniej udokumentowaną.

Ładnie jak na piekło

Fanów horrorów rozczaruję - grotołazi nie natrafili tam na żadne rozjuszone ifryty (jeśli macie kontakt z kimś z branży filmowej, podrzućcie mu pomysł. Chętnie pośmiałabym się z kiepskich efektów specjalnych i traktowania kamery jak jojo). 112 metrów poniżej gruntu znajdowało się: kilka zbiorników wodnych, zielone perły jaskiniowe - obiekt zainteresowania prof. Mohammeda al-Kindiego z Niemieckiego Uniwersytetu Technologicznego w Omanie - oraz masę szczątków, głównie ptaków i węży, które utknęły w studni i prawdopodobnie odpowiadają za skowyty i nieziemski smród.

Lokalne dziwo geologiczne

Pobranych próbek jeszcze nie zanalizowano, więc możemy szykować się na ciąg dalszy.

________________
źródło:
https://www.focus.pl/artykul/jako-pierwsi-w-historii-zeszli-na-dno-jemenskiej-studni-piekiel-co-znalezli-w-wiezieniu-dla-dzinnow-wideo (ilustracja 1 też)
https://www.facebook.com/kwartalnik.Jaskinie/posts/4526266450775396 (ilustracje 2 i 3)

środa, 22 września 2021

Najstarsza ze sztuk

Do rangi najstarszego przykładu sztuki naskalnej może awansować dziesięć śladów - pięć stóp i pięć dłoni - odciśniętych w trawertynie (słodkowodny wapień) na zewnętrznej półce skalnej w Tybecie między 169 a 226 tysięcy lat temu, 4200 metrów n.p.m.. 

Mapowanie śladów

Rozmiar śladów wskazywał, że zostawiły je dzieci - siedmio- i dwunastoletnie, porównując do współczesnych - nieznanego gatunku; mogli to być neandertalczycy, denisowianie albo pitekantropi (wcześniej znaleziono w okolicy szczątki tych drugich, jednak młodsze).

Ślady

O tym, że zostawiono je celowo, wywnioskowano z ich ułożenia i wyraźności. Toczą się debaty, czy to jednak na pewno sztuka - ślady nie wydają się mieć znaczenia religijnego, mogą po prostu być przykładem kreatywności dzieci. Niektórzy sądzą, że pora wliczyć taką twórczość w kryteria sztuki. 

Niezależnie od statusu ontologicznego sztuki, ślady są jednym z najstarszych dowodów bytności praludzi w Tybecie.

sobota, 18 września 2021

Twarz z głębin

70 tysięcy lat temu na lądzie Doggerland żył młody neandertalczyk. W 2001 jego kość czołową odkrył paleontolog-amator przesiewający osady plejstoceńskie u wybrzeży Holandii.

Krijn w okolicach śmierci

Krijn (jak go nazwano) jest oficjalnie pierwszym europejskim hominidem odkrytym pod wodą, a także pierwszym holenderskim Neandertalczykiem.

To, co dziś zostało z Krijna

W badaniach z 2009 roku odkryto, że był mięsożerny, jednak nie korzystał z darów morza, a raczej megafauny lądowej. Poza wychłodzeniem, borykał się także z obrzękiem wokół oczu, zawrotami głowy, pogorszeniem wzroku a nawet napadami drgawkowymi - na prawym łuku brwiowym znajduje się narośl, która za życia była torbielą. Dziś uznano by ją za niegroźną zmianę. Jest to pierwszy przypadek nowotworu wykryty u neandertalczyka.

Przed nałożeniem skóry

Rekonstrukcji podjęli się bracia Adrie i Alfons Kennisowie, paleoartyści, którzy przywrócili twarz między innymi Ötziemu. Od oczu w dół opierali się na twarzoczaszce z Francji, a także zębach osobnika z Chorwacji. Popiersie można zobaczyć w Rijksmuseum van Oudheden (Narodowe Muzeum Starożytności w Lejdzie).

niedziela, 12 września 2021

Chitynowa maszyna do zabijania

500 milionów lat temu Panthalassę terroryzował Titanokorys gainesi. Przy połowie metra długości (większość ówczesnych skorupiaków nie przekraczała dziesięciu centymetrów), otworze gębowym pełnym ostrych zębów i pazurach był czymś w rodzaju T-rexa swoich czasów. Ale czy aby na pewno?

Spokojnie, to na pewno nie nasi przodkowie

Titanokorys był radiodontem, które wymarły w dewonie, a ich szczególną cechę stanowiła wydłużona głowa. Badaczy szczególnie zaintrygował pancerz - sugerowałby, że istniało coś groźniejszego, przed czym titanokorys musiałby się chronić. 

Skamieniałość wykopano na stanowisku Burgess w Parku Narodowym Kootenay w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie.

piątek, 10 września 2021

Koszmar senny T-rexa

Azjatyckim odpowiednikiem tyranozaurów (choć wcześniej) były karcharodontozaury, podobnie duże ale smuklejsze. Jednym z nich był Ulughbegsaurus uzbekistanensis ("Jaszczurka Wielkiego Wodza"), co do którego informacje trochę są dezorientujące - w naszym wszechświecie trochę trudno być jednocześnie "dwa razy dłuższym i ponad pięć razy cięższym od tyranozaura" i mierzyć osiem metrów długości przy tonie wagi (dorosłe T. rex osiągały długość dwanaście i do prawie 9 ton masy).

Poza tym wykopano go w latach 80. w Formacji Bissekty w środkowym Uzbekistanie, a raczej kawałek jego szczęki. Optymistycznie zakłada się, że był drapieżnikiem szczytowym, póki karcharodontozaury nie wymarły 90 mln lat temu, ustępując tyranozaurom.

Zawsze to więcej niż ząb...

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Wieloryb Anubisa

Największa kuweta świata nie zawsze nią była - miliony lat temu Sahara stanowiła dno oceanu. Zanim jednak zamieszkały tam bazylozaury i dorudony (z których słynie Wadi al-Hitan), dominującą formę stanowiły wieloryby ziemnowodne. Jednym z nich był Phiomicetus anubis.

Rekonstrukcja (to niżej to ryba)

Ten trzymetrowy prawaleń polował zarówno na lądzie, jak i w wodzie, a jego ofiarami padało w zasadzie wszystko - ryby, krokodyle, ssaki, inne prawalenie... Był tak zabójczy, że nazwano go po bóstwie śmierci. Dodatkową inspirację stanowił szakali z wyglądu pysk; obecne w nim ostre siekacze są typowe tylko dla niego, służyły najpewniej do przytrzymywania trudniejszych zdobyczy.

Nie był to jedyny czworonożny wieloryb odkryty w depresji Fajum - jednak Rayanistes afer zajmował niższą pozycję w łańcuchu pokarmowym, mógł nawet być pożerany przez "boga śmierci". Sam phiomicetus też nie miał lekko; na jego żebrach były ślady ugryzień rekina, ale na tyle małe, że raczej prawaleń był już padliną niż faktyczną ofiarą.

piątek, 27 sierpnia 2021

Drzewo genealogiczne rośnie

Tym razem nie o "hobbity" się rozchodzi, tylko o odmianę sapiensa.

Powszechnie wiadomo, że tropiki to jedno z najgorszych środowisk do szukania starego DNA, ale tym razem się udało, i to z przytupem - z ładnie zachowanej kości skroniowej udało się wydobyć materiał, który po przebadaniu okazał się zawierać genom nieznanej wcześniej populacji H. sapiens.

Zielone - granice Wallacei; czerwone - Leang Panninge

Jest to pewien precedens, jako że do tej pory ludzką obecność na Sundzie w paleolicie datowano głównie za pomocą malowideł i narzędzi. Zmarła prawdopodobnie była potomkinią pierwszej fali, która dotarła do Azji Południowo-Wschodniej, a która oddzieliła się od przodków Papuasów i Aborygenów 37 tysięcy lat temu. Dziś ta linia jest wymarła. Stwierdzono też geny denisowian.

Jaskinia z zewnątrz. Kości były 190 cm pod gruntem

Sama denatka - 17-18 letnia dziewczyna - zmarła ponad 7 tysięcy lat temu, i pochowano ją w Leang Panninge, czyli Jaskini Nietoperza, na południowym zachodzie Sulawesi (również Celebes), w regionie biogeograficznym Wallacea. Wywodziła się z kultury zbieraczy-łowców Toalean, wymarłej w V wieku naszej ery po sześciu tysiącleciach istnienia, która pozostawiła po sobie kilka szkieletów i specyficzne kamienne narzędzia, jak groty strzał zwane moros. Nazwano ją Bessé, "młoda kobieta" w języku ludu Bugis.

Bessé in situ

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...