środa, 26 kwietnia 2023

O powstawaniu "Obcego", cz. 2: To nie ten nawiedzony dom, którego szukacie

Zanim Ridley Scott zepsuł wszystkim zabawę trzydzieści trzy lata po premierze, teorie o statusie ontologicznym koromysła, z którego wytargali gapowicza, wahały się od statku kosmicznego (bitewnego - tu Scott dopiął swego), przez obserwatorium kosmiczne (ten fotel), po magazyn. Świątyni, z tego co czytałam, nie obstawiano zbyt popularnie. Tymczasem to właśnie ona była najbliższa prapoczątkom.

Przynajmniej prapoczątkom magazynu. Funkcję statku z kościotrupem pełnił... statek z kościotrupem.

Idąc za kolejnością ze scenariusza, pierwszy znaleziony byłby wrak - jako źródło sygnału odstraszającego (pomylonego przez załogę z ratunkowym, ale skąd ich komp miałby program deszyfrujący kosmiczną komunikację? Abstrahując od tego, że w kosmosie nikt nie usłyszy twojego niczego, bo to cholerna próżnia.). Powiązania z ksenomorfami miało nie być, inna cywilizacja, ufok to tylko pechowy podróżnik (jeszcze Scotta powyklinam, widzimy się za rok).

Poznajecie? Ron Cobb, który odpadł za bycie racjonalistą

Do projektowania rzucono wszystkich, mniej lub bardziej za zgodą studia, ale Scottowi zawsze coś nie pasowało - zbyt NASA, zbyt nieoniryczny, zbyt drogi do konstrukcji. Cobba przeniesiono do Nostromo i technologii, bo "jedynym problemem był jego racjonalizm... Zdecydowałem się polecić mu robienie pęknięcia na wraku statku, ale kiedy poprosiłem o irracjonalny kształt, był wstrząśnięty. Nie mógł tego unieść. Chciał zatrzymać konwencjonalną technologię w stylu latającego spodka, lub innego UFO", mówił Scott.

"Gnomi zamek" Chrisa Fossa

"Brązowy Homar", wersja 10. Ale czy na pewno jest do dołu brzuchem?

Foss zaszedł dalej - było dziwnie, było nieziemsko, ale nie strasznie. Taki "zamek gnomów - kolorowy, interesujący i piekielnie dziwaczny, ale nie przerażający", jak stwierdził O'Bannon. Druga próba "to piękna, brązowana konstrukcja w kształcie homara osiadła na piasku. Była bardzo technologiczna, bardzo dziwna i trudno było zgadnąć, jak mogłaby się wznieść w powietrze". Dalej nie to.

Nawet Moebius nie przeszedł

Szanse Jeana Girauda przepadły, gdy już podczas produkcji fantastyczna otoczka zaczynała schodzić coraz bardziej ku realizmowi (jednak Cobba już nie chcieli na tym stanowisku), o krwawa ironio. Jednak Scott polubił prace na tyle, żeby umieszczać tę wersję na ridleyogramach.

Ridleyogram z "wrakiem Moebiusa"

Nawet za bardzo ku realizmowi. W październiku '77, tuż przed zatwierdzeniem przez Foxa zajęcia się robotą, Giler i Hill przedobrzyli w drugą stronę - po co przekombinowywać, skoro raz, że nie możemy się dogadać, a dwa, że studio nadal podchodzi do pomysłu jak pies do jeża - i... wywalili wszystko kosmiczne na rzecz ludzkiego ośrodka z bronią biologiczną. Równie dobrze mogliby zrobić film o tirze na bezludziu Arizony za Zimnej Wojny.

Sześć siódmych załogi L-52 znikła w pustkowiu (Niezwyciężony... wiem, jestem monotonna), zostawiając po sobie zdeformowany szkielet, chwilowo rozwiązując finansowo uciążliwy problem Space Jockeya. Chyba wiem, do którego pomysłu wrócił Scott, kombinując Prometeusza.

Australia drugim końcem Wszechświata. Szkoda, że nie znałam tego obrazu dwa lata temu

Szczęśliwie dla kina, wiosną Fox dał się przekonać do powrotu do innych form życia, i do zatrudnienia nad pracami Gigera (to drugie nadal niechętnie, ale przy ciągłych zmianach koncepcji trzeba było w końcu złapać przynajmniej jedną myśl, zdjęcia startowały za klika tygodni). Tak oto, podczas bezsennej nocy na oparach LSD, Giger dał się poprowadzić swoim lękom i aerografowi. I od tej pory projekt został.

Giger podszedł do sprawy organicznie - oto "aerodynamiczna kość"

Żeby nie było zbyt pięknie, wskoczył problem zbudowania praktycznego modelu z jak najdokładniejszym podobieństwem do projektu - coś, co wygląda pięknie w dwóch wymiarach, w trzech wypada inaczej. Do tego w lipcu wariujący przez ciągłe odganianie od prac O'Bannon przekonał Carrolla (jednego z producentów), że wrak jest za mało mechaniczny, i widzowie mogą go nie odróżnić od krajobrazu (też bardzo bio, dzieło Gigera ze żwiru i kości. Sterta "budulca" przed warsztatem w Shepperton budziła konsternację). Odpuścili wejściu, bo i tak mieli gotową dekorację (autorstwa Petera Voyseya, którego Giger bardzo cenił za wyłapanie ducha rysunków). Giger już i tak miał dość tej dwójki przez regularne wizyty z pomysłami.

Pierwszy obraz Gigera był nokautujący. Jedno spojrzenie i już wiedziałem - to jest to! Inni tego jednak nie rozumieli, musiałem się postawić i powiedzieć: "Nie dostaniecie lepszego wraku, nie kombinujcie". Wiesz, Giger to szczególny przypadek, a kiedy coś jest takie dobre, musisz to rozpoznać i zostawić w spokoju.
 - Scott

Carroll uznał jednak, że Giger "sypie pomysłami z rękawa" (według słów samego zainteresowanego), ale szczęśliwie dla Szwajcara, "czas działał na jego korzyść" - razem ze Scottem zagrali na zwłokę,  przetrzymując stary projekt nienaruszony, aż do końca deadline'u.

Voysey i model - jak z obrazka (Gigera)!

Plan planetoidy i wejścia na statek
[zdjęcie pochodzi z książki Jak powstał Obcy]

Na dodatek przywrócili Pilota. Bo głupio by wyszła sama dziura w podłodze.


O ile w filmie i jego kontynuacjach Obcy nie sprawia wrażenia, jakby umiał wymyślić proch, to jego gatunek był odpowiedzialny za świątynio-piramidę - więcej, to było centrum ich religii i cyklu rozrodczego. Aby zostawić trochę tematu na następne lata, uprośćmy, że cykl wymagał udziału żywiciela dla larwy/noworodka/whatever, i budowano na tych żywicieli specjalne ołtarze. 

Cobb reklamuje - dlaczego mam skojarzenia z lovecratfowskimi Przedwiecznymi, nie wiem

Foss nie kombinował aż tak, jak z "zamkiem" i "homarem" - w końcu inni kosmici

Podoba mi się to skamieniałe drewno

Na początku '77 Piramida rozrosła się w całe miasto - Czerwone Miasto, "łańcuch stumetrowych czerwonawych wzgórz z piaskowca majaczących w oddali" (W górach szaleństwa?) - ale budżet kazał przywrócić pojedynczy budynek. W październiku, wtedy, gdy wrak skończył jako zrzynka z lemowskiego "Kondora", Piramida (de)ewoluowała w plastikowy Cylinder, wyglądający jak jeden z tych silosów zbożowych z Australii.

Świątynia miejska Elliota Scotta, część wizualizacji kosztorysu

Od pierwszego czytania Giler i Hill nie byli uszczęśliwieni piramidą, kojarzącą im się zbyt vondanikenowsko. Scottowi też zbyt przypominała Ziemię, dlatego po odstawieniu "ludzkiej placówki bioinżynieryjnej" postawili na prostszy Silos. W kształcie cyca. Wchodziło się przez "brodawkę". W kontekście płodnościowym przybytku miało to sens, ale czy tylko ja dopatruję się w tym podświadomej antytezy podtrzymywania życia? Opuszcza się Silos z czymś odbierającym życie w gardle (to moja dygresja, nigdzie nie ma, czemu taki stan rzeczy).

Zaszaleli i wrzucili do gry Zamek Harkonnena z tragicznie zmarłej Diuny Jodorowskiego, ale można się dopatrywać także nostalgii Scotta za "wrakiem Moebiusa". 

Mnie tam przypomina purchawkę

Ale wiosną '78 "cyc" zniknął, bo był za drogi - wymagał modeli zewnętrza, wierzchu, i paru innych perspektyw. Scott doszedł też artystycznie do wniosku, że przedstawienie i tego elementu wymagałoby rozciągnięcie filmu do trzech godzin. Życiokradne wnętrze zakopano, i przygnieciono wrakiem. Teraz "silos trafił pod statek tak, jakby na mrowisku wylądowało małe UFO, a mrówki przeżarły się na statek niczym pasożyty".

*Wizualizacja*

Złączyli te dwa miejsca w jedno, niepokojące. [...] Według mnie przedstawia ona [pierwotna wersja] znacznie bardziej złowieszczą sekwencję wydarzeń i jest znacznie bardziej pomysłowa niż spojenie tych dwóch kultur.
- O'Bannon

Na "to do liście" otrzymanej przez Gigera 11 lipca '77 wnętrze magazynu zawierało ołtarz w samym centrum, pionowy tunel powyżej, i "pojemniki" rozmieszczone wokół. 

Jako że oryginalne wejście "się zapadło", droga załogi Nostromo prowadziła przez tunel zrzutowy, do którego gatunek Obcego składał jaja. Giger dodał też transportery (prawo, dół)

Przez moment, na samym początku zdjęć (gdzieś w trzecim tygodniu), "koalicja" zażądała uproszczenia magazynu do sześciu jaj, co Giger i Scott uznali za niedorzeczne (vide: salka ofiarna z AVP aka Jak Zepsuć Najsłynniejszych Kosmitów). Stanęło na recyklingu kokpitu Pilota, zmieniając opinię Gigera o filmach, w których jedna dekoracja korytarza udawała całą sieć. Nie do wiary.

Carroll odrzucił też i "ciężarne" kapsuły

Podczas tej wojny tak się ułożyło, że w hali obok gościli The Who, szykujący album Who Are You na sierpień, i mieli lasery do testowania przed najbliższą trasą koncertową. Scenografowie Obcego wypożyczyli rzutnik po znajomości (i dość łatwo, bo właściciel Holoco Ltd. pragnął ich wykorzystania w produkcji pełnoformatowej), i sprzedali Scottowi pomysł na membranę nad jajami.

Magazyn, rzutnik lasera, i kamera. I chyba Kane?

To i tak była tańsza wersja "błony", którą Broussard/Kane miał przebić na ridleyogramach. Trochę taka termoklina.

Magazyn filmowano na samym końcu zdjęć (właściwie niecałe dwa tygodnie przed, na początku października), tuż po Wielkiej Czystce Budżetowej, w pośpiechu i kiepskich nastrojach.


Jak na ironię, największym problemem ciemnego, ciemnego wraku było... oświetlenie. Dla wymarzonego przez Scotta efektu wizualnego używano lamp kwarcowych, które podgrzewały halę w i tak upalne lato do stopnia, w którym "pot zalewał oczy i umierało się z pragnienia". A to tylko ekipa - Cartwright, Hurt i Skerritt nosili autentycznie ciężkie skafandry, z ochraniaczy hokejowych i futbolowych, w których robiło się nawet czterdzieści stopni. Były też autentycznie szczelne, do stopnia, że gdy urządzenie imitujące parę w egzemplarzu Skerritta wpuściło mu do hełmu dwutlenek węgla, obecność butli tlenowych stała się normą. Hurtowi trzeba było cały czas podawać tlen podczas taszczenia go po scenie z twarzołapem. 

I te buty księżycowe. Założyli nam też pomalowane rękawice hokejowe, które się nie zginały. Czuliśmy się jak w ochraniaczach do futbolu i mieliśmy na sobie jakieś dwadzieścia kilogramów. Poruszanie się wymagało ogromnej energii. Pociliśmy się jak świnie. Oddychanie przychodziło nam z trudem. Zapomnieli zrobić nam otwory na powietrze. Nagle pomyślałam: "Nie jest mi aż tak gorąco". Zaczęłam machać rękami... i Tom złapał mnie, kiedy zemdlałam na szczycie siedmiometrowego statku.
 - Cartwright

Scott pozostawał głuchy na błagania, choć "nie winił aktorów, bo to nie on musiał w tym chodzić". Sytuacji nie ułatwiały zmiany trasy przemarszu przez pustkowie, mimo przytwierdzenia skał do podłogi, dmuchawy miotające sztucznym żużlem i olejowy dym. Nie przeszkodziło mu to nawet w kandydowania do nagrody Ojca Roku, gdy wysłał swoich dwóch synów, i dziecko innego filmowca, w mniejszych skafandrach, do scen ze złudzeniem gabarytów.

Dzieci chodziły w skafandrach, widać było tylko ich zmęczone, czerwone buzie. Było tak gorąco, że biedne dzieciaki omdlewały. Przygnębiający widok.
- Cobb

Dopiero instynkt ojcowski nakłonił Scotta do modyfikacji wszystkich skafandrów. Ciekawe, co na to pani Scott.

__________________
źródła:
Jak powstał Obcy, J.W. Rinzler, wydanie I, 2021, wyd. Vesper
Strange Shapes: The Derelict/Pyramid/Silo
Alien Explorations: Alien: The Derelict

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...