niedziela, 25 lutego 2024

"Fantom", Marcin Ciszewski

Prawdę rzecze porzekadło "nie oceniaj książki po okładce" - tutaj blurbie. Fani Obcego i Coś, nie łudźcie się, to nie jest książka której szukacie.

Kiedy blurb mówi "jednocześnie", tak właśnie jest. Jednocześnie jest akcja ratunkowa, i to, co doprowadziło do akcji ratunkowej - oto urwał się kontakt z misją rekonesansową w Andromedzie (na temat tunelu poprzestrzennego się nie wypowiem, poza oczywistym skojarzeniem z Człowiekiem zza Półki z Książkami i pytaniem, jakie jest opóźnienie w sygnałach), i po dwóch latach przybywają to sprawdzić "rezerwiści". I nie, to nie jest jak w Aliens, że tak zaspoileruję, za co autorowi należy się plus. I to samo w sobie byłoby świetne - śledztwo przeplatane wyjaśnieniami in flagranti - gdyby nie mający kompletnie inny nastrój wątek jeszcze innego śledztwa, na Ziemi, tropem czemu pionierski rozdział kolonizacji kosmosu skończył jako tanie reality show. Efekt splątania walki o życie z kosmiczną osobliwością i thrillera szpiegowskiego okazało się przedobrzeniem. Trudno było poczuć izolację, kiedy co chwila lądowało się na waszyngtońskich ulicach w godzinach szczytu.

Mam problem głównie z częścią pozaziemską, przez tego cholernego blurba - bohaterowie nie są odcięci od reszty świata, dopiero pod koniec (chronologiczny), wcześniej gadali sobie z szefostwem i całym światem, ile fizyka tunelu podprzestrzennego pozwalała. To nie jest ten rodzaj izolacji, drogie wydawnictwo, to rodzaj "jeśli coś nas zaatakuje, tamci mogą tylko bezsilnie się gapić". Przynajmniej przeciwnika mieli ciekawego; status ontologiczny Fantoma SPOILER nie zostanie wyjaśniony. A nawet zbyt ciekawego, mym nieskromnym pisarskim zdaniem.

Sporo miejsca - niestety mało konstruktywnego - zabiera dyskusja o Pierwszym Kontakcie™, którą można streścić jako "nie tylko amerykański babsztyl ma w dupie empatię międzygatunkową, a na oczach klapki, ale i Polak (co się w sumie zgadza), a ostoją rozsądku i cywilizowanych rozwiązań jest Szkop". Abstrahując od powodów, które jakieśtam są, nastawienie do pozaziemskich form istnienia tak bardzo przypomina stosunek [wstaw dowolnych kolonizatorów] wobec [wstaw dowolnych miejscowych przychodzących sprawdzić, co im się pęta po obejściu], procedur oczywiście nie ma ani nie będzie, bo Amerykanka ma to w okrężnicy, a przeciwna frakcja jest uparcie przedstawiana jako kierująca się tchórzostwem albo pomylona.

Choć trzeba autorowi oddać, że kreuje postaci bardzo niejednopłaszczyznowo - przywiązanie się lub znielubienie większości postaci wam nie grozi, poza jednym przypadkiem, którego całe istnienie opiera się na byciu Typową Amerykanką Napotykającą Obcą Formę Życia, więc dawał się znielubić połowy książki.

Poza brakiem wyczucia nastroju książkę dobiją uniwersalne kwestie montowane w sposób niepasujący do sytuacji i śpiący redaktor, względnie niemający pojęcia o umiejscawianiu przecinków, ani czym różni się scenariusz od beletrystyki. Wszelkie, nazwijmy to, didaskalia w tej książce wyglądają właśnie tak, jak wskazówki dla aktorów, jak mają odgrywać role, zwykle bez głębszego odniesienia do fabuły. Sytuację ratuje tylko trzymanie się przez autora rozróżnień w stylu, że jak ktoś nie ma w zwyczaju dowcipkować, to tego nie robi.

Podsumowując: gdyby to były osobne historie, które przeszły przez krytyczną redakcję, poleciłabym.

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...