poniedziałek, 25 marca 2024

3 urodziny bloga

Statystyki!

wejść3908 razem, 2645 tego roku (~7 dziennie; <220 miesięcznie)

najruchliwszy miesiąc fazyczerwiec (1315 wejść)

najruchliwszy dzień fazy: 19 grudnia (441 wejść)

komentarzy: 1 (na całe trzy lata, bo dwie osoby się usunęły) (serio, lurkerzy?) 😠

najpopularniejszy post fazy: jak powstał wrako-magazyn (11 wejść)

postów145 (tej fazy: 22)

Uprasza się o sygnalizowanie obecności. I nieusuwanie komentarzy (na litość, kto tak robi?).

wtorek, 19 marca 2024

Diuna: Część druga (2024)

O jak fajnie, pod kolor bloga!

Druga połowa dotarła po ponad dwóch latach, a ja nadal nie znalazłam nieodstraszającego zapachem egzemplarza książki, ale nadal się orientuję, gdzie pozmieniali. Największy dysonans stanowi czas, z czterech lat zwężony do ośmiu(?) miesięcy (wnosząc z rozwoju ciąży Jessiki - tak, Alii jako samodzielnej postaci nie uświadczymy), co miało wywrzeć presję na Paulu (i pozbawić ekipę problemu pracy z dzieckiem mającym wyglądać na cztery lata, ale zachowującego się dorośle), ale moim zdaniem podkopało wiarygodność - nie na darmo podobny wątek rekordowo szybkiej budowy pozycji przywódcy religijnego wylądował u Monty Pythonów. Tutaj zaakceptowali go od pierwszego kopa. I nawet nie zdążył mieć z Chani dziecka, które by zginęło przy bombardowaniu (to mi przeszkadza najmniej). Propaganda Bene Gesserit zebrała lepsze żniwo niż pierwsza fala rony.

Wizualnie i audialnie nadal na poziomie, gratuluję kinu wytrzymałości głośników. Najbardziej podobała mi się Geidi Prime w mono i ostatnia sukienka Irulany (taki Barbarella/ Paco Rabanne wajb). Nie widzę problemu z występem Butlera, ale współczuję reszcie ekipy, bo to podobno zwolennik Stanisławskiego [edit: podobno tym razem stonował].

Mocny kandydat na film roku, jakkolwiek wyświechtanie by to określenie nie było (tak, już spisałam na straty Alien: Romulus).

Dune: Part Two
reżyseria: Denis Villeneuve
występują: Timothée Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson, Javier Bardem, Florence Pugh, Austin Butler
____________
ilustracja: IMDb

piątek, 8 marca 2024

"Żelazna Wdowa", Xiran Jay Zhao

[zdjęcie w przygotowaniu]

Zacznijmy od tego, że tym razem ocenienie książki po okładce (blurbie konkretniej) nie skończyło się zawodem, książka okazała się dużo lepsza, niż oczekiwałam po tematyce. Zawdzięcza to warsztatowi autorskiemu, który świetnie zrównoważył ponurą aurę. Jak na debiut, autorka panuje nad słowem niesamowicie dobrze. Ma też zajebiste poczucie humoru, dzięki któremu od razu polubiłam protagonistkę.

Główna jest retellingiem Wu Zetian, najbardziej wpływowej kobiety-cesarza w mizoginicznej historii Chin, tutaj wspinająca się w hierarchii po trupach nie wśród szlacheckiego szamba, tylko celebryckiego. Ten retellingowy świat jest bowiem nowoczesny - tablety, drony - i odkąd ostatni cesarz był zaginął cholera-wie-gdzie, rządzi kilku smętnych dziadków (cesarz jest ważny dla fabuły). Nowoczesny, a jednocześnie brodzący w zastałym bagnie uznawania kobiety za gorsze. Wu Zetian rozumie, czemu tak jest, a w toku fabuły traci iluzję, że da się to zwalczyć metodami cywilizowanymi - jak to się porzeka, jeśli czegoś się boją, będą widzieć w tym potwora, a jeśli widzą potwora, trzeba im pokazać, czym jest prawdziwy potwór. Warunki umożliwiające Zetian walkę są dostosowane do sf i może się przy nich unieść brew, ale przy której fantastyce się nie unosi? Efekt psuł jedynie wątek romantyczny wobec drugiego pilota (żaden spojler, to było tak spodziewane, że brak byłby prawdziwym plot twistem), który wyglądał dobrze, dopóki Zetian nie odpaliło na sam koniec bez wyraźnej przyczyny, wypalając nagle połowę charakteru.

Mówiąc o romansach, wątek LGBT nie wyglądał na fabularnie przydatny (chyba że jako prztyczek dla tych wszystkich, którzy przegapili, że w trójkącie jeden wierzchołek musi być bi). Właściwie tylko to o motylu, bo stanowiło w pewnym momencie strzelbę Czechowa.

Poza Zetian postaci jest sporo, ponazywanych po innych ważnych figurach średniowiecznych Chin, ale dla fabuły ważni są tylko co-pilot i stary kumpel głównej. Inni piloci, acz na blogu autorki i wikipedii wspomniani, to właściwie trzecioplanowcy - no, pilotki, ich partnerzy mają tylko po linijce na głowę i praktycznie żadnych cech (takie bransoletki. W sumie śmieszne jak na patriarchat). Może w sequelu dostaną więcej czasu antenowego (nie, nie bransoletki).

Świat przedstawiony to odrodzone średniowiecze sąsiadujące z gargantuicznymi robalami z kosmosu, które trzeba trzymać od neo-średniowiecza z daleka równie gargantuicznymi mechami zrobionymi z robalich trupów. I to sterowanych energią duchową opartą na pięciu dalekowschodnich żywiołach (pięciu - zamiast wiatru mają metal i drewno) i dychotomii pierwiastków yin i yang (swoją drogą spodobała mi się definicja yin. Brzmiała krokodylo 🐊). Czyli coś jak kombo Starship Troopers z Pacific Rim, z przebłyskami Wielkiego Muru, bo nie jestem fanką anime, żeby jakieś rozpoznać. Nawet, jak mam te inspiracje na tacy. Jako fanka obu filmów (Mur nie miał aż tylu ciekawych momentów) nie mogłam nie zajrzeć.

Odpowiedzi, czemu pilotować mogą smarkacze, skutecznie upośledzając kartę Odbudowa Populacji Po Wojnie, nie kupuję. Coś że mózg po 25-ce jest za mało plastyczny do sterowania mechem, ale nadal dorosły doświadczony w boju miałby więcej sensu niż teen drama.

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...