poniedziałek, 10 lipca 2023

Ciemna Gwiazda (1974)

Ten plakat nie oddaje dziwności, uwierzcie mi

Przejadły się te wszystkie czyste i wymuskane statki kosmiczne z uprzejmą i wymuskaną załogą ratującą świat i ludzkość (zwłaszcza ludzkość, świat może przy okazji)? Co powiecie na międzygwiezdnego bombowca, którego załoga to nienawidzący siebie nawzajem hipisi, z wysadzaniem planet jako jedynym sensem życia?

To nie jest film, jakiego by się chciało, powinno się go oglądać takim, jakim go podali i nie wyrabiać nadziei - nie działały pięćdziesiąt lat temu, jak i teraz nie będzie działało. Roszczeniowe dziatki.

Kosmos jest rozległy i dołujący, a towarzystwo wcale tego nie pomniejsza - od kiedy fotel zabił kapitana (to naprawdę... powinno podpowiedzieć), jedynym, co powstrzymuje załogę od pozabijania się, to system bombardowania wymagający więcej niż jednej osoby do obsługi. W końcu po co zostawać samemu, jeśli nie miałoby się nic do roboty? I ta robota jest jedynym, co jeszcze trzyma w kupie ten kłąb szajby nazywany poczytalnością?

I żeby było ciekawiej, jedna z bomb co i rusz otrzymuje sprzeczne sygnały, przez co w końcu słusznie traci cierpliwość. I wierzcie mi, samoświadoma bomba nie jest tu w cale najbardziej odklejoną rzeczą. Gadała sensowniej, niż jeden z załogantów. Ale jak dogadać się z kimś, kogo jedynym celem istnienia jest wybuchnąć, żeby nie wybuchł?

Grzeczny komputer pokładowy mnie rozwalił. Kosmita będący DOSŁOWNIE niedodmuchaną piłką plażową z zakonserwowanymi gęsimi nogami wypadł realniej od tego czegoś z Life (i w sumie też ze Sputnika. Napisałbym o tym filmie, ale teraz to niepoprawne politycznie), tylko właściwie jak udało mu się złapać miotłę? Poza tym było zabawnie, psychodelicznie, i wpisuje się w trend niewalczenia z nieuniknionym.

I last, but not least - jeśli śledzicie ten blog od dawna, to już wiecie, że Ciemna Gwiazda jest jedną z bardzo wielu składowych Aliena [który raz ja już to linkuję?]. Ba, nawet napisał go ten sam facet, O'Bannon! I gra tutaj! Zdecydowanie wygląda na gościa, który wymyśliłby horror o porypanym cyklu rozrodczym kosmity.

A reżyser w następnej dekadzie popełnił największe dzieło, jakim jest The Thing.

Ten oddaje. A poza tym mi się podoba. Nawet widziałam koszulki

Dark Star
reżyseria: John Carpenter
wystąpili: Brian Narelle, Dan O'Bannon, Cal Kuniholm, Dre Pahich
__________
ilustracje: IMDb

niedziela, 9 lipca 2023

"Zero Szans 2. Inne Jutro", Rafał Kosik

Guess, who's back!

Wypadu do Azji ciąg dalszy [*patrzy na ilość stron obu części, porównuje z innymi częściami i udaje, że nie widzi*]. Na wstępie "zaspoileruję", że zagadka zaginięcia lotu się rozwiązała; w zamian już nie wiem, czemu Czarna Rzeka i yakuza ścigały grupkę polskich licealistów (albo to przegapiłam. Nie czytajcie podczas sesji, wszystko wycieka uszami).

Inną rzecz mogę zwalić na wydawnictwo, że nie sprawdzili: Felix ani Net nie mieli za Chiny pomysłu, na co sekcie telepatyczne zdolności Niki. Porozumienie z Nowym Bogiem chwilowo zawiesili z powodów "to tylko spekulacje" (tego nie zaspoileruję, przeczytajcie; powiem tyle, że to ma związek z zaginięciem lotu 418), i wypadło im z głów, że ledwie parę miesięcy wcześniej (dwa? trzy?) Morten porwał Nikę dla jej zdolności, bo była w stanie przejąć kontrolę nad wieloma ludźmi naraz (dla kojarzących Kinga - "pchnięcie" się kłania). Na pewno im to wyjawiła, więc albo mieli zaćmienie przez kadzidła, albo redakcja przegapiła. Wyglądało więc to tak, jakby Nowy Bóg (domyślam się, kto nim był, ale znowu: to byłby spoiler) potrzebował Niki do "rekrutowania" nowych wyznawców. Ale nadal nie wiadomo, co dziewczynę właściwie ciągnęło do Azji.

Broni się za to warsztat - napięcie! coś się zaraz stanie! i to jak się stanie! Kosik umie korzystać ze strzelby Czechowa, bo kiedy ktoś coś robi, to zaraz ma konsekwencje. Zdumiewa mnie ta umiejętność ogarniania zmienności świata. To musiał być długi trening.

(APO strzelby, czy tylko ja mam wrażenie, że Niski Nierzucający Się W Oczy Azjata Z Wąsikiem ma coś wspólnego z książką o komputerach kwantowych?)

Nie wiem, jak traktować Osmozę - to miała być satyra polityka? Bo wyglądało raczej na dokładny odpis stanu rządu na dzisiaj.

Początek mocno mi się kojarzył ze świetnym Bullet Train. Tylko bez przemocy, trupów, przekleństw, ruskiej mafii i katastrofy w ruchu lądowym. To co zostało? Komedia omyłek, humor i dalekowschodni pociąg. Oraz protagonista mający pecha, ale mający szczęście.

Zakończenie przypomina mi trochę początki swojego pisarstwa (nadal doszufladnego, bo trudno z wydaniem), z liceum, kiedy nie miałam za choroby pomysłu na finał, więc wcisnęłam miks ostatniego odcinka sezonu ulubionej kreskówki z Riordanem, na co beta miał uwagę, że jakoś za łatwo im poszło. No nie umiem w minionki. W każdym razie zakończenie ZS2 wyglądało jak napisane z dedlajnem dyszącym na kark, wszystko działo się za szybko, zwłaszcza w ostatnim rozdziale, gdzie nagle wyskoczyła postać, którą nie wiem, czy od początku była w planach jako część tego wszystkiego, czy w ostatniej chwili. Wrażenie miałam takie, jak gdyby ta książka była filmem, w momencie osiągniecia miejsca przeznaczenia ktoś odpalił speed motion, żeby zamaskować błędy. Śmig i gdzie przyczyna?

Na koniec coś, co łamało mi głowę od gimnazjum - jaki to rok? Zamysł był taki, że seria nie miała być osadzona w żadnej konkretnej dekadzie tego stulecia, ale niestety zdradzili się już w Teoretycznie Możliwej Katastrofie - dokładnym rokiem śmierci mamy Niki, i tym, że Nika miała wtedy jakoś z pięć lat. Nie wiem, może to poprawiają w nowych wydaniach, ale w moim jest 1997, czyli seria startuje w 2005, a teraz byłby 2007. 

Z innej beczki - w jednym miejscu było "lot 518", ale nie pamiętam, gdzie :-P.

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...