niedziela, 31 października 2021

Meksykański chlebek dla zmarłych

[Przepis to średnia dwóch innych, które można znaleźć tu i tu.]

Miałam tu wrzucić to o tabliczce do wypędzania niesamodzielnych duchów, ale wisiało mi na pulpicie,  a miałam robić porządki.

Jedna pożarta. Te mają po około piętnaście centymetrów średnicy

Składniki:

- 700 g mąki (niecałe 4 szklanki)
- 7g suchych, lub 25 g kostkowych drożdży
- 150 g masła
- 200 ml mleka (2/3 szklanki)
- 5 jajek
- 1 łyżeczka soli
- 100 g cukru (1/2 szklanki)
- zależnie od upodobań, można dosypać trochę anyżu, cynamonu albo wody z pomarańczy

Drożdże wymieszać z połową szklanki mąki i mleko do gładkiej konsystencji (przyda się też łyżeczka cukru na pożywkę dla drożdży). Odstawić zaczyn na pół godziny pod ścierkę w ciepłym miejscu.

Do gotowego zaczynu dodać resztę mąki, jajka, cukier, sól i wybrany dodatek, wymieszać dodając stopniowo stopione masło. Wyrobić na gładko, ugnieść w kulę i zostawić ją w misie pod ścierką na około 2 godziny.

(Dla pewności ciasto można "przewrócić flakami na zewnątrz" - zrobić pięścią dołek w kuli, po czym wgnieść weń brzegi. Można też wstawić do lodówki na kilka godzin, żeby łatwiej je było wyrabiać.)

Podwojone objętością ciasto rzucić na oprószony mąką blat, podzielić na dwa większe bochenki (albo cztery bułki), przy okazji zostawić kawał ciasta wielkości mandarynki - z niego zrobić cztery (lub osiem) wałeczki oraz dwie (lub cztery) kulki. Ułożyć na tacy i przykryć ścierką na kolejną godzinę.

Piekarnik na 180 celsjuszy. Przy pomocy wody przylepić do bochenków "piszczele" i "czaszki". Piec około 30 minut (zależnie od wielkości półproduktu - na bułki wystarczy 25 minut, na chleby ze 40) aż do nabrania złocisto-brązowego koloru.

Świeżo wyjęte z piekarnika wypieki posmarować resztkami stopionego masła i obsypać cukrem. Jeść, jak już nie grożą oparzenia tkanek szczęk.

piątek, 29 października 2021

Kryzys tożsamości u przodków

Wyznaczanie nowych gatunków to stary numer wśród paleontologów, ale wykasowanie w zamian dwóch już istniejących jest pewną nowością.

Cały ten galimatias wynika z uznawania drobnych różnic w kośćcu za cechy gatunkowe. Tutaj jednak było odwrotnie - stwierdzono, że dwa gatunki (H. rhodesiensis i H. heidelbergensis) ze środkowego plejstocenu to tak naprawdę jeden, którego proponuje się nazwać Homo bodoensis, po czaszce do tej pory identyfikowanej jako rhodesiensis.

Decyzję podjęto na podstawie badań DNA szczątków z Afryki i Europy, z których wynikało, że część europejskich znalezisk datowanych na między 774 a129 tysięcy lat temu to tak naprawdę wcześni neandertalczycy, a reszta, w tym niejasne ontologicznie osobniki z Azji Mniejszej i Afryki, to właśnie bodoensis. 

Pomysł ma być kompromisem dla nieuznających gatunku rhodesiensis.. Według autorów badań bodoensis to teoretycznie bezpośredni przodek sapiensów, z innej gałęzi niż neandertalczycy i denisowianie.

__________________
źródło:

czwartek, 21 października 2021

Egzorcyzmy po mezopotamsku

Kojarzycie te obrazki, które zmieniają się, jak patrzy się na nie pod różnymi kątami? Ogarniali coś takiego już 3500 lat temu w Mezopotamii.

Normalne małżeństwo w zaświatach, idźcie dalej...

Muzeum Brytyjskie samo nie wiedziało, co posiadało w magazynie od XIX wieku, uświadomił ich dopiero spec od pisma klinowego bawiący się lampą. Okazało się wtedy, że na uznanej za gładką glinianej tabliczce są ledwo widoczne ryty. Jednak to nie goły koleś prowadzony przez niewiastę na sznurku jak koza wywołał furorę. To był tekst z drugiej strony - z jego treści wynika, że spętany gościu to nieszczęśliwy duch (na pewno nie z powodu smyczy), a panna jest elementem egzorcyzmu.

– Możemy sobie wyobrazić, że wysoki, chudy, brodaty duch krążący po domu działał ludziom na nerwy. Nie mogli nic na to poradzić. Ale pomyślmy, co mogło się wtedy dziać. „O Boże, wujek Henry powrócił”! Może wujek wcześniej stracił trzy żony i wszyscy wiedzieli, że sposobem na pozbycie się go jest znalezienie mu małżonki – wyjaśnia doktor Irving Finkel, który tę tabliczkę badał.

Pomimo ogólnie fatalnego stanu artefaktu, Finkelowi udało się przetłumaczyć instrukcję egzorcyzmu na ducha typu "stalker".

[UWAGA: odradzam wykonywania tego na własną rękę. Nie, żebym wierzyła - po prostu lepiej nie kusić losu]

Najpierw trzeba zrobić figurki kobiety i mężczyzny (metodą, zdaje się, dowolną, ale domyślnie z gliny), po czym typa ubrać jak na co dzień (w Babilonie około 1500 peene, choć ówczesność nieboszczyka chyba też zadziała) i obdarować prowiantem, a typiarę w cztery czerwone szaty i zestaw: złota broszka, łóżko, krzesło, grzebień i fiolka perfum (ale w skali naturalnej?). Część właściwa leci jakoś tak:

O wschodzie słońca dokonasz rytuału i w kierunku Słońca ustawisz dwa naczynia z karneolu napełnione piwem. Ustawiwszy na miejscu specjalne naczynie, ustawisz też kadzielnicę z jałowcem. Zaciągniesz zasłonę. Umieścisz figurki wraz z ich wyposażeniem na miejscu… i powiesz, co następuje: Shamash. Nie patrz za siebie!

Przy czym Shamash to babiloński bóg słońca. Nie wiem, czemu akurat jego w to mieszano. [EDIT 19.03.22: popytałam, Shamash był też od sprawiedliwości zawsze i wszędzie.]

Według Finkela tabliczka mogła być częścią biblioteki magii albo świątyni. Dodatkowo jest najstarszym znanym przedstawieniem ducha. Finkel liczy, że będzie bardzo ciekawym eksponatem (na pewno mniej rozczarowującym niż egipski posążek z Manchesteru, który sam się okręcał wokół własnej osi - spoiler: podstawa była nieco wypukła, i przemieszczały go wibracje od kroków zwiedzających [też tak miałam z kurzołapką. Wystarczyło przenieść na inną półkę]).

______________________
żródło:

środa, 13 października 2021

Gdzie chadzali hominini

Cztery lata temu było głośno o odkrycie dokonane przez dr Gerarda Gierlińskiego w trakcie wakacji na Krecie, czyli o mające liczyć 5,7 mln lat ślady stóp pierwszych form zbliżonych do człowieka. W tym roku się okazało jednak, że źle je datowano.

Spacerek przed powstaniem toksycznego słonego bagna

Rozczaruję sceptyków (przynajmniej do czasu następnych badań) - nie są młodsze niż zakładano, tylko starsze. O 350 tysięcy lat, konkretnie. Z tego powodu był problem z przypisaniem im autorstwa, bo nie wiadomo za wiele o stopach żyjących ówcześnie gatunków; dodatkowe problemy nastręczał paluch - był przywiedziony, ale niektórzy sądzą, że "podejrzani" ewentualnie trzymali je blisko śródstopia na czas chodzenia. Jednocześnie ich rozmieszczenie względem siebie wskazuje na doświadczenie w chodzeniu po prostej.

Jedną z opcji jest Graecopithecus freybergi, uznany za potomka ostatniego wspólnego przodka ludzi i szympansów, oraz prawdopodobnie naszego przodka/kuzyna. Żył jakieś 7 milionów lat temu na Bałkanach, a o jego anatomii wiadomo prawie nic, zwłaszcza o stopach, bo znaleziono tylko szczękę i parę zębów.

Kolejnym problemem była lokalizacja tropów poza Afryką, gdzie spodziewano się dowodów na ewolucję wczesnych form ludzkich. W późnym miocenie doszło do rozprzestrzenienia się Sahary, co wygoniło cały inwentarz na południe lub nad Morze Śródziemne.

pgi.gov.pl (ilustracja)

środa, 6 października 2021

Słoń w metrze

Jeśli mieszkacie w Warszawie lub okolicy, to coś wam może świtać w sprawie słonia z metra na Woli. A jak nie, to pewnie i tak świta, głośno było.

28 listopada będzie wypadała trzecia rocznica wygrzebania kości spod wentylatora na stacji Płocka. Początkowo uznany za mamuta, okazał się samicą słonia leśnego (tak, bywały tu takie. Jak i hieny, lwy, antylopy, sępy, a pewnie i żyrafy.). 

Taka okazja wymagała upamiętnienia (i uatrakcyjnienia miasta. Nawet chciałam w tej sprawie napisać do kogoś, kto by to upełnoprawnił, ale na szczęście są ludzie, którzy nie mają takich problemów z prokrastynacją co ja.), a nawet dwóch:

Po pierwsze resztki słonicy, a raczej tychże repliki, wróciły na stację. Oszczędzę wam biegania po całym kompleksie - gablota jest w podłodze przy wejściu od Wolskiej.

Oj będą pluli na twój grób, kochana

Na ścianie tabliczka znamionowa, według której w interglacjale eemskim (132-115 tys. lat temu) na Woli było jezioro, tak zwana Rynna Żoliborsko-Szczęśliwicka, a szczątki znajdowały się w osadach dennych.

Za drugie uhonorowanie robi malowidło, jednak nie na samej stacji, tylko trzysta metrów od niej, na ścianie bloku przy Skierniewickiej 11. Trochę zasłaniają go drzewa, ale bez obaw, nie przegapicie...

...najbarwniejszego obiektu w okolicy.

Oryginalna słonica jest w zbiorach Muzeum Archeologii.

O powstawaniu "Obcego", cz. 3: Czy leci z nami Space Jockey?

Prapoczątki Pacjenta Dentystycznego (ten fotel) są niejednoznaczne - z jednej strony zrzynka z  Planety wampirów  aż krzyczy, z drugiej O...