Najstarszy zarażony przez zwierzę pechowiec był neandertalczykiem. I nie trzeba było szukać kolejnego szkieletu, bo okazał się nim Człowiek z La Chapelle, od 113 lat kurzący się w jakimś francuskim magazynie.
![]() |
Rekonstrukcja pochówku (to na lewo od głowy to chyba coś kopytnego) |
Delikwent, poza zaawansowaną chorobą zwyrodnieniową stawów (przez którą mylnie przed wojną wykoncypowano, że neandertalczycy nie umieli chodzić prosto, a co obalono w 1957. Ale co se społeczeństwo o prymitywności krewniaków ubzdurało, to jego, kto laikom zabroni), cierpiał również na stany zapalne wywołane brucelozą - popularnym do dziś paskudztwem, którym można się zarazić poprzez kontakt z mięsem i oprawianą skórą praktycznie każdego spotykanego w paleolitycznej Europie zwierzęcia, z wyłączeniem mamutów i nosorożców.
Ten osobnik zaliczył zapewne w miarę łagodną wersję, bo dożył zaawansowanego, jak na 50 tysięcy lat temu, wieku niecałych 60 lat, a umarło mu się (według dra Martina Haeuslera) na zapalenie wsierdzia (musiałam guglować; najwewnętrzniejsza warstwa serca). Względnie zachorował krótko przed śmiercią, bo zapalenie wsierdzia to jeden ze skutków brucelozy.
źródło:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz