piątek, 5 listopada 2021

Trylogia "Posłaniec Burzy", J. C. Cervantes

Mitologia Majów jest jednym z tych systemów wierzeń, o których szersza publika wie mniej niż o ich wyznawcach, i to o tyle, o ile. Dlatego Rick Riordan postanowił coś z tym zrobić, ale nie sam - nawiązał współpracę z autorami znającymi te opowieści od dziecka, a więc nie potrzebujących aż takiego riserdżu. Majami zajęła się J. C. Cervantes.

Posłaniec Burzy
Jak na początek przystało, warsztat ma kilka zgrzytów, ale brak takich uwierających (zapewne dzięki przekładowi), jeśli nie liczyć wciskanych losowo hiszpańskich słówek. Niektóre fragmenty mogłyby znajdować się w horrorze (dla mnie to tym lepiej ;-)), choć kilka opisów jest wstawionych nieco za nachalnie. 

Z postaci najbardziej zapadły mi w pamięć dwie - narrator i jego potencjalna love interest. Zane - narrator - wydaje się całkiem sympatyczny, choć nieco gapowaty (wolno kojarzy niektóre fakty), co w sumie jest na plus, bo przekozacy to przesada, choć bywa męczące (zwłaszcza pod koniec, gdy "odkrywa siebie"). Na moje oko za bardzo zapatrzył się w pewną dziewoję (koleś, znałeś ją raptem parę dni, skąd ta skrajna ufność?); nie wiem, na ile to normalne u trzynasto-/czternastoletnich chłopców, ale nawet pasuje do tego nieogaru.

Natomiast dziewoja, Brooks, stanowczo nie wzbudziła mojej sympatii. Autorka miała chyba zamiar zrobić z niej enigmatyczną heroinę, ale to ciągłe unikanie rozmów i niedzielenie się informacjami było raczej wkurzające. O ile Brooks byłaby sympatyczniejsza, gdyby nie roztaczała tej elfickiej aury.

Strażnik Ognia
W warsztacie nastąpiły poprawy, dialogi robią się naturalniejsze. Nadal hispanizmy są wciskane co kilka stron (rozumiem wtrącanie zwrotów, gdy się nie zna angielskich odpowiedników, ale najprostsze słówka?). Nie umiem tylko określić, czy ten tytułowy Strażnik Ognia to folklor, czy jednak licentia poetica (stegozaur Chiquita <3).

Co do postaci - Zane stracił nieco gapowatości i sam zaczyna robić za niańkę, z czym nawet dobrze wypada. Niestety dalej widzi w Arwenie Brooks ósmy cud świata (nastolatki, eh).

A mówiąc o nahualce - panienka zyskuje powoli człowieczeństwo, ale nadal traktuje Zane'a jak wyjątkowo nadopiekuńcza matka: "nie rób tego, to niebezpieczne. A to jeszcze gorsze, nie rób tym bardziej! A w ogóle to siedź i czekaj na mnie, ja się tym zajmę (czytaj: może znajdzie się inny jeleń, przecież nie zostawię swojego Bubusia samego)".

Dla odmiany "świeżynka" Ren zapowiada się obiecująco. Jest entuzjastyczna i wydaje się nieco bardziej ogarnięta niż Zane w swoich początkach, a za hobby (kosmici) ma u mnie plusa.

Aha, i jeszcze jedno. Jako stała czytelniczka NAKW nie mogłam się po prostu powstrzymać:

[Kamazotz] sprawiał wrażenie wyjątkowo okrutnego, brutalnego osobnika. Drapieżcy - jakby chętnie zabijał tylko dla sportu. Albo wyzwania. Co się mówi do takiego potwora?*
Proponuję "You are one ugly madafaka". Działa jak złoto!

*(rozdział 41, strona 393)

Wędrowiec Cienia
W majańskiej norze królika wszystko po staremu - przypadkowymi hiszpańskimi słówkami rzucają wszyscy, nawet bóstwa, opisy i dialogi powoli zaczynają zgrywać się z tempem akcji. Pewnie dlatego, że ślimakozę przejęła ekspozycja, w trakcie której bohaterowie gaworzą sobie radośnie, jakby nie mieli do załatwienia czegoś istotnego.

Zane odpowiedzialnieje, nawet neurony wybudzają mu się z letargu, i już nie rozpływa się nad swą lubą co pięć stron - częstotliwość spadła może do piętnastu. No i ja wiem, że to przenośnie, ale to, co mu się odwala z sercem, to ja bym z tym do kardiologa poszła. Ale daje se chłopię radę.

Panna zaś ma się coraz lepiej, ale nadal za wiele o niej właściwie nie wiadomo.

Najciekawsza jest Ren - widać, że autorka ma wobec plany, i przyłożyła się.

Reszta postaci, zwłaszcza te nowe, to właściwie tło, ani nie wyłapałam cech, ani nie umiem nic o nich powiedzieć.

*

Ogółem: całkiem przyjemne, ale nie wykorzystano całego potencjału (gdzie cenotes?). Cervantes ma jeszcze napisać coś o Aztekach, więc pewnie się to porozwija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lucy - 50 lat

AL 288-1, o dziwo, nie jest częścią spuścizny Leakeyów, a Donalda Johanssona, co oznacza, że ten punkt idzie do cholernych Stanów (MHN z Cle...