Mitologia Majów jest jednym z tych systemów wierzeń, o których szersza publika wie mniej niż o ich wyznawcach, i to o tyle, o ile. Dlatego Rick Riordan postanowił coś z tym zrobić, ale nie sam - nawiązał współpracę z autorami znającymi te opowieści od dziecka, a więc nie potrzebujących aż takiego riserdżu. Majami zajęła się J. C. Cervantes.
Z postaci najbardziej zapadły mi w pamięć dwie - narrator i jego potencjalna love interest. Zane - narrator - wydaje się całkiem sympatyczny, choć nieco gapowaty (wolno kojarzy niektóre fakty), co w sumie jest na plus, bo przekozacy to przesada, choć bywa męczące (zwłaszcza pod koniec, gdy "odkrywa siebie"). Na moje oko za bardzo zapatrzył się w pewną dziewoję (koleś, znałeś ją raptem parę dni, skąd ta skrajna ufność?); nie wiem, na ile to normalne u trzynasto-/czternastoletnich chłopców, ale nawet pasuje do tego nieogaru.
Natomiast dziewoja, Brooks, stanowczo nie wzbudziła mojej sympatii. Autorka miała chyba zamiar zrobić z niej enigmatyczną heroinę, ale to ciągłe unikanie rozmów i niedzielenie się informacjami było raczej wkurzające. O ile Brooks byłaby sympatyczniejsza, gdyby nie roztaczała tej elfickiej aury.
Co do postaci - Zane stracił nieco gapowatości i sam zaczyna robić za niańkę, z czym nawet dobrze wypada. Niestety dalej widzi w Arwenie Brooks ósmy cud świata (nastolatki, eh).
A mówiąc o nahualce - panienka zyskuje powoli człowieczeństwo, ale nadal traktuje Zane'a jak wyjątkowo nadopiekuńcza matka: "nie rób tego, to niebezpieczne. A to jeszcze gorsze, nie rób tym bardziej! A w ogóle to siedź i czekaj na mnie, ja się tym zajmę (czytaj: może znajdzie się inny jeleń, przecież nie zostawię swojego Bubusia samego)".
Dla odmiany "świeżynka" Ren zapowiada się obiecująco. Jest entuzjastyczna i wydaje się nieco bardziej ogarnięta niż Zane w swoich początkach, a za hobby (kosmici) ma u mnie plusa.
Aha, i jeszcze jedno. Jako stała czytelniczka NAKW nie mogłam się po prostu powstrzymać:
[Kamazotz] sprawiał wrażenie wyjątkowo okrutnego, brutalnego osobnika. Drapieżcy - jakby chętnie zabijał tylko dla sportu. Albo wyzwania. Co się mówi do takiego potwora?*
*(rozdział 41, strona 393)
Zane odpowiedzialnieje, nawet neurony wybudzają mu się z letargu, i już nie rozpływa się nad swą lubą co pięć stron - częstotliwość spadła może do piętnastu. No i ja wiem, że to przenośnie, ale to, co mu się odwala z sercem, to ja bym z tym do kardiologa poszła. Ale daje se chłopię radę.
Panna zaś ma się coraz lepiej, ale nadal za wiele o niej właściwie nie wiadomo.
Najciekawsza jest Ren - widać, że autorka ma wobec plany, i przyłożyła się.
Reszta postaci, zwłaszcza te nowe, to właściwie tło, ani nie wyłapałam cech, ani nie umiem nic o nich powiedzieć.
*
Ogółem: całkiem przyjemne, ale nie wykorzystano całego potencjału (gdzie cenotes?). Cervantes ma jeszcze napisać coś o Aztekach, więc pewnie się to porozwija.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz