Zacznijmy od tego, że nie znam się na tym uniwersum, a moim jedynym z nim kontaktem była ekranizacja z 1995, więc opinia będzie raczej porównaniem obu wersji.
Neonowy plakat á la Skywalker: Odrodzenie zawsze na propsie! |
Plotka
głosi, że dla reżysera to pierwszy długometrażowy projekt, bo wcześniej to
tylko reklamy robił. Patrząc na narrację pędzącą na złamanie karku niczym Struś
Pędziwiatr na amfie, jestem skłonna w to uwierzyć – każda scena wydawała się
mieć ograniczony limit czasu, wątki następowały chaotycznie, a najbardziej
ucierpiały na tym pojedynki, które trwały za krótko – wystarczyło ziewnąć,
kichnąć, schylić się po przekąskę, i puf! FATALITY!, na dodatek wszystkie
działy się w tym samym momencie, więc idzie dostać mindfucka, na kogo w danym
momencie patrzymy. I w tym całym galimatiasie zabrakło, na ironię, właśnie
Mortal Kombat. Najwyraźniej zobaczymy go dopiero w sequelu, co każe
przypuszczać, że ten film organizowano na zasadzie znanego z imprez TVP
ultimatum „nie zobaczycie niczego więcej, póki nie dostaniemy masy
lajków/przychodów”.
Efekty
specjalne powstały komputerowo, na czym najgorzej wyszedł Goro – parafrazując
pewnego internautę, „ten uczuć, kiedy kukła wypadła lepiej od CGI”. I jeśli celem programistów było zrobienie go
jeszcze brzydszym, niż robot sprzed 25 lat, to to osiągnęli – facet wygląda jak
owoc romansu Shreka i Izmy z Nowych szat króla.
GORO MIAŻDŻYĆ!!! |
Już więcej zyskał na tym Reptile (tutaj zwany Syzoth), który nie musi już podpieprzać kamuflażu Jungle Hunterowi, przestał straszyć mordą żaby po łożu madejowym i porusza się trochę mniej pokracznie. W zamian wygląda jak Emmerichowska Godzilla czy
inny popozaur.
Co do żywych
postaci, na pewno dobrze wypadł Tadanobu Asano jako Lord Raiden. Reszta po
prostu… była. Trochę walczyli, głównie mówili, ale o nich samych powiedzieć coś
trudno – wszelkie informacje dostajemy w formie ekspozycji, i to wypowiadanych
jakoś bez przekonania. Nominacja do Razzie idzie do głównego bohatera – ten nawet nie starał się
ukryć, że jest tu tylko dla wypłaty. Więcej pasji to ja widziałam u doradcy klienta w
punkcie bankowym, słowo.
Dobra, wyrywaj już ten kręgosłup, za chwilę przerwa na lunch. |
Czy obejrzałabym to ponownie? Raczej tak, chociażby dla samego pojedynku Skorpiona i Sub-Zero, który oglądało się całkiem przyjemnie (najśmieszniejsze, że dopiero w tym momencie –Dziewięćdziesiąta. Piąta. Minuta. – puścili motyw MK, więc człowiekowi nagle się przypomina, o czym właściwie miał być film). No i Kabal przypominał trochę Predatora.
Ale z ciebie brzydki skurczykot. |
Reżyseria: Simon McQuoid
źródła ilustracji: IMDB.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz