Nie mam pojęcia, o czym to jest.
Ale nie odbierało mi to frajdy z oglądania. Lubię abstrakcyjne filmy. Tchnął nowością i czynnikiem "o tym bym nie pomyślał/a".
Brak ekspozycji, częsta cisza i posiekanie na rozdziały to IMO jego największe atuty, poza tym lubię konie. Przesłanie, jak sądzę, wyłapałam - dzikiego nie poskromisz, tak? - napięcie trzymało, tę scenę w stajni musiałam oglądać przez palce. Plus za numer z domem.
Stwór to chyba najoryginalniejszy monster dekady (mamy jeszcze siedem lat na rankingi), cudnie się obserwowało jego interakcje.
Aha, poprzednich filmów Peele'a nie widziałam. Podobno są intrygujące. Ktoś coś?
Gdybyście się martwili, czy tytuł ma jakieś wytłumaczenie - ma. Oficjalnie to pozdrowienie dla tych wszystkich widzów, którzy na stwierdzenie "to straszny film" odpowiadają z pełnym przekonaniem "nie", a potem są zaskoczeni. Choć po mojemu to po prostu jedyna słuszna reakcja na serwowaną sytuację [patrz: 81 minuta].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz