Offtop: na początku XVIII wieku szwajcarski medyk uznał dziwne szczątki za ludzkie dziecko z czasów Potopu, bo geologia i paleontologia miały stać w miejscu jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Dopiero stulecie później Cuvier, przy wsparciu Napoleona, naprostował, że to mierząca ponad metr salamandra (albo "odmieniec gigantycznych wymiarów i nieznanego gatunku"); do tego czasu uznawano to jeszcze za suma i jaszczurkę. Aby uczcić tę pomyłkę, już kto inny przemianował płaza z Homo diluvii testis (człowiek świadek potopu) na Andrias scheuchzeri (na obraz człowieka Scheuchzera) - kolejny dowód na to, że papierologia nudzi też jajogłowych.
źr: commons.wikimedia.org |
Do brzegu - pierwszą rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę, było popisywanie się angielskim jak przeciętny smark z onetowych blogasków japońskim. Czyli wciskanie go wszędzie, co dla kogoś znającego angielski brzmi idiotycznie, i mógł się ten marynarzyna czeskiego odzapomnieć, że wyuczonym miota, a zabieg może i był dobrymi chęciami, ale efekt żenada (zwłaszcza dialog między dwoma Czechami, z których jeden to ten marynarzyna, a drugi od początku gadał po swojemu i nagle bez powodu mu się przestawiło, to nienaturalne, ale to ma z dziewięćdziesiąt lat, może tak wtedy szprechano, ja nie wiem, modne było?)*.
Ale to tylko część pierwsza, z trzech. Dalej już szło normalnie.
Kończąc narzekanie - gatunek to dystopia, która apdejtowała na rzeczywistość. Tylko z inteligentnymi salamandrami (ciekawostka: poprawne tłumaczenie tytułu to "Wojna z Traszkami", dobija mnie to mylenie z rodziną Lacertae). No bo to, co wiek temu uchodziło za możliwe li i jedynie z udziałem szybkoreplikującego, łatwego do tresury gatunku, dziś robimy... prawie sami (choć bardzo możliwe, że zanim ludzie dojdą do tego stopnia, wszyscy się podusimy i usmażymy z braku tlenu i nadmiaru gazów cieplarnianych - jeszcze trzydzieści lat, lekko licząc). To, co się nie zmieniło, nie zmienia, i nie zmieni nigdy (nawet po resecie cywilizacji) to standardowa ludzka beztroska.
Wszystko (w fabule) się zaczęło od faceta - tego szpanującego angielskim - i drugiego faceta, który po latach wciąż ma wyrzuty sumienia przez wpuszczenie do szefa tego pierwszego. Albo od grupki nowobogackich gówniarzy pragnących sławy (pamiętajcie - kamery są złe). A najpewniej od obu zdarzeń, które skończyły się na introdukcji dorównującego mentalnie sapiensom gatunku, daniu mu dostępu do niebezpiecznych narzędzi i edukacji.
A co na to świat? Myślę, że dowolna rzecz, która przyjdzie do głowy, będzie się zgadzała. Korporacje standardowo bezduszne, opinia standardowo bezmyślna, ludzkość standardowo oba naraz. Przykład: Płaz się broni przed stadkiem obszczymurków (francuskich, dodam). Co robi kraj (zważywszy, że to ich "własny" Płaz)? Możecie zgadywać, proszę o odpowiedź.
Mały trigger: jeśli ktoś nie lubi określenia M*rzyn, to parę razy tam pada. Mały szok można też przeżyć przy tym fragmencie, od razu spoileruję:
"Podobnie [trwanie paręset lat - przyp. blogerki] było z Upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, z kolonizacją lądów, z tępieniem Indian i innymi. Wszystko to dziś dałoby się przeprowadzić w znacznie szybszym tempie, gdyby sprawy te zlecić bogatym trustom przemysłowym."
WHAT THE FUCK!?
Historia bardzo trafna, i bardzo bolesna, jak już dotrze ta świadomość, że przecież te czasy są TU i TERAZ. Uprzedzenia, brak przewidywania konsekwencji, konsumpcjonizm, kapitalizm, terytorializm, duma, bezrefleksyjność - wszystkie grzechy ludzkości w otoczce fantastyki naukowej. Bo zamiast Płazów można wstawić dowolny organizm o rozwiniętej korze mózgowej niebędący europeidalnym sapiensem, i efekt ten sam.
[W skrócie: pomysły podjęte po pijaku kończą się na masowym wysadzaniu kontynentów.]
* Jeśli myślicie, że to było długie zdanie, to nie widzieliście moich prac z polskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz