Film za mną chodził gdzieś od premiery, bo zaciekawił mnie plakat. Ale rodzice by mnie nie puścili.
Po latach odhaczony dzięki programowi Centrum Kultury Filmowej imienia Andrzeja Wajdy, gdzie przed seansem zaserwowali pogadankę o "nowej fali horroru" z babką z Final Girls.
Powiedziałabym, że film jest nieoczywisty, ale to pewnie pada w każdej recce o nim, dlatego określę go jako fascynujący. Nie zaspoileruję stwierdzeniem, że to nie jest o zabijaniu, i bardzo mi ten element odpowiada, bo jak to mawiają sprzedawcy, "martwy nic nie kupi". Czy jakoś tak. Znaczy, jeśli chcesz kogoś straszyć, łatwiej ci to wyjdzie z żywymi.
Babka z Final Girls zauważyła, że to jeden z nielicznych filmów o "brzydkiej stronie rodzicielstwa" - znaczy skupia się na trudach odchowania dziecka, w tym przypadku w pojedynkę. Główna bohaterka jest tak przez to zdominowana, że wszyscy inni widzą w niej tylko matkę, nie człowieka - widziałam w jej oczach umierające cząstki za każdym "syn/Samuel jest najważniejszy" padającym z ust jej współpracowników i sąsiadki, nikt jej nie pytał o jej życie, w zasadzie ona go nie miała, wszystkie jej dorosłe kontakty to pracownicy edukacyjni, społeczni i inni rodzice. W pewnym momencie to wszystko po prostu się przelało.
Ale to nie był główny czynnik - jak w przypadku wymierania kredowo-paleogenicznego, zbyt wiele wydarzyło się w nieodpowiednich warunkach. Do stresu doszła nieuleczona żałoba, czy raczej stres doszedł do niej. Protagonistka nigdy nie uzyskała pomocy w przepracowaniu śmierci jej męża, do tego stopnia, że przez siedem lat unikała urządzania synowi urodzin we właściwym terminie, ba, nawet jej siostra wszystko pogarszała swoimi tekstami. Dlatego monster był jak personifikacja całej tej złości i żalu.
Dla mnie wszystko nietypowe, co wydarzyło się w domu, wokół protagonistki i małego, to efekt umysłu - mały swoją bujną wyobraźnią "zaraził" balansującą na krawędzi matkę stworem, który zaczął ich terroryzować, od bezsenności począwszy, na wyrzuceniu z siebie wszystkiego kończąc.
Z innej beczki, imię stwora to anagram od "a bad book" (zła książka). Plus za efekty praktyczne.
reżyseria: Jennifer Kent
występują: Essie Davis, Noah Wiseman, Hayley McElhinney, Tim Purcell, pies Hachi
____________________________
ilustracja: learningfromhollywood.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz