Ten sezon powstał z przymusu posukcesowego, choć jeszcze większość palców trzyma się poręczy.
Bebok, tym razem większy i bardziej psychiczny niż fizyczny, obrał sobie za cel ledwo co wyciągniętego z niedoli Willa, jakby chłopak nie miał wystarczająco problemów z ludźmi - naprawdę się z nim zgadzam, to trzynastolatek, nie trzylatek, nie potrzebował skakania wokół i chodzenia na paluszkach, choćby nie wiem jak bardzo przypominał zranionego jelonka. Nastolatki odchodzą na moment do wątku pobocznego, w którym uwalają złych jajogłowych, ale ostatecznie wracają do burzowego monstrum, wszystkie ręce na pokład! Zwłaszcza Eleven The Special Snowflake, szukająca własnego "ja" z typowym miksem nieznającej świata naiwniaczki, nastolatki u progu buntu i psionicznej broni. Do momentu, w którym się pojawiła, cała na czarno, to był dobry sezon.
Serial nie uchował się przed klątwą kontynuacji i element, którym chciał przebić pierwowzór, był jego gwoździem do trumny. Ponownie przestrzelili z podobieństwem do inspiracji, tym razem Aliens - w pierwszym sezonie mieli straszne bydlę z nadprzyrodzonymi możliwościami (trochę limitowanymi), natomiast tutaj paskud jest więcej, i od tego debilnieją. Mentalność roju, jasne. Tamten to był zbuntowany, czy ki czort? Aż szkoda, że nie było żadnej Demo-Królowej (WTF?).
Bez Płateczka Śniegu na horyzoncie Mike od razu normalnieje - zwłaszcza, gdy wietrzy złe czyhające na jego kumpla. Mieli z Willem bardzo dobrą chemię. Sceny z opętaniem też były spoko.
Śmieszne, że, że lepiej współgra z dzieciarnią, niż rówieśnikami. Nieźle się nakombinowali ze znalezieniem mu miejsca, po tym, jak zatrzymali go na siłę, każąc wracać do Nancy (po zrujnowaniu sobie obrazu w jej oczach... ale ejtisy były podobno bardzo zacofane socjalnie); w pierwszym sezonie jego wątek wyglądał jak reperowany na gorąco - miał kipnąć, ale uratowała go charyzma Joego Keery'ego, a tego ze zdjęciami to chyba w ogóle nie było w pierwszym rzucie, więc nie wiadomo, co robił zamiast rozbicia aparatu, za to slutshame'ował by na bank. NARESZCIE, że skonstruowali coś spójnego.
Dostajemy w końcu to odludzkie zło, którego naobiecywał pitch bible - niby Billy'ego, ale w sumie więcej do popisania się bucerią miał Hargrove Senior, zsumowując i poziomując. Billy to jednak wprawiony padawan i robi to, co nie udało się sforze raczkujących mini-beboków. Gdybym oglądała to bez spoilerów, liczyłabym na wstęp do poważniejszego popisu, a tak to casus Henry'ego Bowersa z To: Rozdział pierwszy. Na pocieszenie są sceny dodatkowe z punktu widzenia Max.
Nie jest to medium, z którego można wyciągnąć mądrości, ale niespodzianka - społeczeństwu trzeba rozwadniać prawdę do najbardziej przyziemnej wersji? Złota myśl.
![]() |
| https://rzekaswiadomosci.blogspot.com/2024/12/modziezowkowe-bingo.html |


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz