Ten plakat nie oddaje dziwności, uwierzcie mi |
Przejadły się te wszystkie czyste i wymuskane statki kosmiczne z uprzejmą i wymuskaną załogą ratującą świat i ludzkość (zwłaszcza ludzkość, świat może przy okazji)? Co powiecie na międzygwiezdnego bombowca, którego załoga to nienawidzący siebie nawzajem hipisi, z wysadzaniem planet jako jedynym sensem życia?
To nie jest film, jakiego by się chciało, powinno się go oglądać takim, jakim go podali i nie wyrabiać nadziei - nie działały pięćdziesiąt lat temu, jak i teraz nie będzie działało. Roszczeniowe dziatki.
Kosmos jest rozległy i dołujący, a towarzystwo wcale tego nie pomniejsza - od kiedy fotel zabił kapitana (to naprawdę... powinno podpowiedzieć), jedynym, co powstrzymuje załogę od pozabijania się, to system bombardowania wymagający więcej niż jednej osoby do obsługi. W końcu po co zostawać samemu, jeśli nie miałoby się nic do roboty? I ta robota jest jedynym, co jeszcze trzyma w kupie ten kłąb szajby nazywany poczytalnością?
I żeby było ciekawiej, jedna z bomb co i rusz otrzymuje sprzeczne sygnały, przez co w końcu słusznie traci cierpliwość. I wierzcie mi, samoświadoma bomba nie jest tu w cale najbardziej odklejoną rzeczą. Gadała sensowniej, niż jeden z załogantów. Ale jak dogadać się z kimś, kogo jedynym celem istnienia jest wybuchnąć, żeby nie wybuchł?
Grzeczny komputer pokładowy mnie rozwalił. Kosmita będący DOSŁOWNIE niedodmuchaną piłką plażową z zakonserwowanymi gęsimi nogami wypadł realniej od tego czegoś z Life (i w sumie też ze Sputnika. Napisałbym o tym filmie, ale teraz to niepoprawne politycznie), tylko właściwie jak udało mu się złapać miotłę? Poza tym było zabawnie, psychodelicznie, i wpisuje się w trend niewalczenia z nieuniknionym.
I last, but not least - jeśli śledzicie ten blog od dawna, to już wiecie, że Ciemna Gwiazda jest jedną z bardzo wielu składowych Aliena [który raz ja już to linkuję?]. Ba, nawet napisał go ten sam facet, O'Bannon! I gra tutaj! Zdecydowanie wygląda na gościa, który wymyśliłby horror o porypanym cyklu rozrodczym kosmity.
A reżyser w następnej dekadzie popełnił największe dzieło, jakim jest The Thing.
![]() |
Ten oddaje. A poza tym mi się podoba. Nawet widziałam koszulki |