Zostawmy kwestie, czy ekranizacje z 1990 i 2017-2019 były udane czy nie - budżety i możliwości techniczne mieli, jakie mieli. Odpowiadając, czemu To Kinga wymaga specjalnego traktowania - jest w cholerę długie. Banał.
Dlaczego trudne do ekranizacji?
🤡 Przede wszystkim tam jest wszystko - flashbacki, teraźniejszość, flashbacki flashbacków, wycinki gazetowe (kinda jak w Carrie), programy historyczne/przyrodnicze/oba naraz; w pewnym momencie następuje dłuższy kawałek o geologii i historii białego osadnictwa, zakończony wnioskiem, że dany kawałek ulicy nie zapewniał możliwości obrony przed stadkiem troglodytów. Możliwy konflikt priorytetyzowania względem istotności dla fabuły a zadowolenia fanów (wiem, że sporo osób interesowała śmierć Eddiego Corcorana).
🤡 Poziomy flashbacków zasługują na specjalny graf - główną linią jest "dorosłość", która dzieli się na flashbacki "dzieciństwo" i "książkę Mike'a", a oba mają jeszcze własne odgałęzienia - w tym sceny z przeszłymi tragediami. W dodatku "dzieciństwo" jest podane dość niechronologicznie - wiadomo, gdzie jest koniec (tam, gdzie koniec książki, DUH), mniej więcej wiadomo z początkiem (teoretycznie początek książki, ale we wspominkach pojawiają się jeszcze wcześniejsze daty od śmierci George'a), a pomiędzy sieczka (są części, gdzie lipiec występuje przed sierpniem, ale again - flashbacki).
🤡 Młyn powyżej jest spowodowany dopasowaniem flashbacków do przeżywających teże - czyli nie tylko głównej siódemki (od pewnego momentu szóstki), ale i Henry'ego Bowersa, Audry, męża Beverly... Co nie brzmi na duży kłopot, ale na papierze - na ekranie pokazanie związków pomiędzy scenami musiałoby zająć trochę ekwilibrystyki.
🤡 Sami-Wiecie-Która-Scena (A-Jeśli-Nie-Toście-Szczęściarze). I to nie tylko ona, ale i parę innych. Kwestia dzieci i seksualności istnieje, ale jeśli targetem książki/filmu są Amerykanie i ludzie z XX i XXI wieków, lepiej udawać, że nie ma tematu.
Co wypadałoby zrobić (w 2044???)
🎈 Iść z trendem filmów '17-'19 i umieścić akcję "współcześnie" w roku premiery, a "przeszło" 27 lat wcześniej (czyli w 2017 i 2044, jeśli producencka góra utrzymałaby prawidłowość) - książkowe plany 1958 i 1985 byłyby za drogą imprezą, jeśli chciałoby się zgrać to z dobrymi efektami; powiem tak - reżyser musiałby mieć renomę Spielberga albo Nolana, żeby zdobyć takie finansowanie. Mogą pojawić się za to problemy ze zblazowaniem dzieci i komórkami, albo przeciwnie - dałoby to pole dla nowych pomysłów Tego. Wszystko byłoby zależne od tego, czy chcianoby zadowolić fanów Kinga, czy ówczesną widownię składającą się głównie z ludzi, którzy nie będą wiedzieć, co to lata 50..
🎈 Serial limitowany - przy tak pokaźnym materiale 3 godziny 12 minut i 5 godzin 4 minuty spaliły jako niedosyt; 8-10 odcinków byłoby w sam raz (najmniej 6 godzin, najwięcej 10), na co zezwala format książki, podzielonej na części i interludia. Ta sama formuła sprawdzała się już przy innych Kingach. [Kiedy to piszę, serial Welcome to Derry jeszcze nie miał premiery - planują ją coś na 2026?]
🎈 Nie zapominać o roli Mike'a Hanlona! IMHO był jedną z najciekawszych postaci, a oddawanie jego roli kompendium tragedii Derry w filmie z 2017 gościowi, który i tak już miał hobby, to blisko strzału w stopę.
🎈 Pozostanie przy braku seksu to dobra droga - Sami-Wiecie-Którą-Scenę łatwo wyciąć, bo nie tworzy za szczególnie ciągu przyczynowo-skutkowego z poprzednią, następną ani flashbackiem, wprowadzenie do śmierci Hockstettera będzie wymagało edycji; reszta to kawałki strumieni świadomości, więc siłą rzeczy się je pomija.
🎈 Dobrym pomysłem byłoby zaangażowanie podobnych aktorów do ról dorosłego Henry'ego Bowersa i Toma Rogana - rozdział 22 (Rytuał Chüd) zaznacza, że bardzo się przypominali. To by nawet pasowało do postawionej parę rozdziałów wcześniej teorii, że Derry ścigało Przegrywów przez całe życie.