Najbardziej przeszkadzało mi gubienie lokacji, na przykład z bazy Tajnej Organizacji Magików™ główna i jej kumpel uciekli... gdzieś. Nie wiadomo, czy nadal sterczą przed budynkiem-przykrywką (co byłoby nierozsądne), czy się gdzieś ukryli, równie dobrze mogą tkwić pośrodku ulicy, w zdołowaniu kompletnie ignorując trąbiących kierowców. Albo sporo scen później są na parkingu spółki bankowej - raczej nie krytym, zważywszy na istotny fabularnie hydrant - właśnie radośnie i magicznie sponiewierawszy dyrektora tejże, nie próbują zakładać żadnych barier przeciw mugolom normalsom, nie oślepiają kamer, nie blokują drogi ochronie, którą musiał zainteresować wcześniejszy rajd przełajowy po biurze. W dodatku narracja gubi na parę akapitów dyrektora, i gdyby to chociaż była zmyłka mająca dać mu czas na nawianie kółku dyskusyjnemu! Przy tej skali kwestia, czy Riley (główna) pozbierała się z podłogi w pralni brzmi może nieistotnie, ale naprawdę jestem ciekawa, czy ona gadała ze strażnikiem, narażając się na złapanie wilka.
Podstawowym oprogramowaniem obsady jest "byłam/-em w błędzie, grupowy uścisk!", dla sprawiedliwości z paroma indywidualizacjami, z reakcjami podkręconymi do poziomu, który jest aż karykaturalny (ja rozumiem uświadamianie dzieciakom, że w płaczu nie ma nic złego, ale tam beczą wszyscy, co chwila, i w sytuacjach, które nie wymagają aż takiego zaangażowania emocjonalnego). No, poza adopcyjnymi rodzicami Riley, którzy istnieją, by być Kochającymi Rodzicami. Co jest bardzo miłą odmianą po tych wszystkich sierotkorobach, którymi stoi gatunek, ale tej dwójce naprawdę należałoby się chociaż nie robienie z nich ciamciaków! Czy stres towarzyszący inicjacji szamańskiej biologicznej córki naprawdę przyćmił im fakt, że cwana progenitura nie pyta o groźne zaklęcie z niewinnej ciekawości, tylko coś kombinuje? Na miejscu matki przynajmniej zmieniłabym hasło na "Dziewczynki, wracajcie do łóżek". Po drugiej stronie barykady jest Emmett (och, dlaczego nikt nie nazywa go Emmie?), chodzący pleonazm, który pomimo "uczulenia na emocje" jest cholernie ekspresywny. I zły. Tak właśnie się kwalifikuje stosowanie martwej matki jako szantażu emocjonalnego. Wobec ponoć najlepszej przyjaciółki! W tym towarzystwie w zasadzie tylko Riley, jej adopcyjna siostra Hattie, i Evil Mastermind mają więcej niż jeden wymiar. I z dalszego planu Jennie. To zdecydowanie najlepsza postać, szkoda, że dostała tak mało czasu antenowego.
Jedną z inspiracji świata przedstawionego musiał być Harry Potter, i jeśli trzymani w błogiej nieświadomości normalsi, zamknięta społeczność i wejście do biblioteki przez pralkę nie przekonują, zrobi to Straszne Zdarzenie Stare Jak Protagonista, W Którym Protagonista Został Sierotką! Potrzebuję zrobić do YA bingo.
Dwóm scenom należy się uznanie - pościgowi w banku, opisanemu bardzo płynnie, i będącemu zdecydowanie najlepszą sceną akcji w tej części; oraz przekomarzankom z Evil Mastermindem, bez didaskaliów trzymającym gęstą atmosferę wrogości ukrywanej pod teatralnością i słodkimi słówkami. Lepsze niż ta scena z Hazbin Hotel, gdzie Lucyfer i Alastor przerzucali się wszetecznicami.
APO mojej ulubionej Jennie i nieulubionego Emmetta - brakowało mi wyjaśnienia, skąd tych dwoje się zna. Nie chodzą do tej samej szkoły, Emmett nie ma wstępu do Tajnej Bazy™, zostaje w zasadzie tylko restauracja rodziny wspólnego znajomego, ale przydałoby się to zaznaczyć.
![]() |
[https://rzekaswiadomosci.blogspot.com/2024/12/modziezowkowe-bingo.html] |