Obrazek też za pięć lat. Jak mi się zechce.
- Na ujęcie stacji kosmicznej na tle Ziemi poszła jedna trzecia budżetu.
- Gateway – to ustrojstwo ważne dla fabuły – miało być gładką czarną kulą, dziesięciometrową, wiszącą między obrotowymi ramionami, z czarną dziurą wewnątrz. Ostatecznie postanowili nawiązać do Hellraisera.
- Główną inspiracją dla „wymiaru zła” były obrazy Hironima Boscha i Pietera Bruegela. Kierownictwo studia zobaczyło nagrane ujęcia dopiero przy próbnym montażu. Niektórzy mdleli na ich widok. Paul W.S. Anderson uznał, że „myśleli, że to będzie jak Star Trek, tylko z większą ilością przemocy, czy coś. Tego się nie spodziewali”.
- Skafandry kosmiczne ważyły po 30 kilo, noszenie ich przez dłuższy czas groziło urazami kręgosłupa, a usiąść nie było jak, bo przez plecak wywinęłoby się orła, i trzeba było skonstruować „huśtawki”, żeby aktorzy mieli się na czym oprzeć. Laurence Fishburne nazwał swój skafander Doris, i przy okazji przybycia na plan scenarzysty krzyknął na niego „Ty! Ty, Eisner! Ty mi to zrobiłeś!”.
- Nazwa statku symbolizuje podróż poza znane granice świata.
- Jak się przyjrzeć antenie Horyzontu Zdarzeń podczas przybycia Lewis&Clark, widać tam X-Winga.
- Tłumaczenie przez Weira podróży międzygwiezdnych powtórzył siedemnaście lat później w
Facecie zza półki z książkamiIntersellar Romily, wraz z kartką i długopisem. - Pierwszy scenariusz zakładał inwazję kosmitów na Horyzont, ale Anderson wolał „Nawiedzony Dom w kosmosie” i coś ponadnaturalnego.
- Dźwięk żaluzji na początku filmu zapożyczono z wydanego cztery lata wcześniej Dooma, z otwarcia drzwi przez gracza.
- Horyzont Zdarzeń zaprojektowano na wzór Notre Dame, z korytarzem jako nawą, motywami krzyży gdzie się da, i silnikami w kształcie wież.
- Zegarek fruwający po korytarzu to Omega Speedmaster, model noszony przez Neila Armstronga i Buzza Aldrina na księżycu.
- Miał się nazywać „The Stars My Destiny” [chyba kiedyś widziałam książkę o podobnym tytule. Facet na okładce był wyjątkowo szpetnej urody].
- Weir nie nosi na uniformie flagi Australii, tylko aborygeńską, bo według Sama Neilla tak to będzie wyglądało w 2047.
- Weira nazwano po holenderskim fizyku, okultyście i demonologu - Johannie Weyerze.
- Joely Richardson twierdziła, że nikt z ekipy tak naprawdę nie rozumiał natury innego wymiaru. Do tego trudy produkcji i ilość wypadków sprawiły, że niektórzy zaczęli uważać film za przeklęty.
- Książka fruwająca w początkowej sekwencji to żart od reżysera – jego autobiografia, „Paul Anderson: A life”.
- Korytarz, nazywany pieszczotliwie „młynkiem do mięsa”, składa się z dziewięciu pierścieni symbolizujących kręgi piekielne według Dantego, z napędem grawitacyjnym jako centrum. Ironicznie, sceny w nim były drogą przez mękę – kamerę trzeba było ustawić na statywie, bo operatorzy tracili równowagę, nie mówiąc już o biegu Fishbourne’a [Byłam w czymś podobnym na Farmie Iluzji. Rzucało od barierki do barierki].
- Jason Isaacs ułożył historię dla swojej postaci, opierając ją na swoim bracie-lekarzu – w dzieciństwie przeszedł skomplikowaną operację, to stąd te blizny. Poza tym chciał zatrzymać kukłę swojego „trupa”, ale dział efektów specjalnych uparł się, że będzie im potrzebna (nie była).
- Postać Richardson miała być facetem, ale przesłuchania prowadzono dla obu płci. Richardson przeszła ze względu na bycie Brytyjką, i że reżyser uznał, że śmiesznie było by ją oblać galonami krwi.
- Korytarz ma kształt oka, bo statek zawsze obserwuje ofiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz