Węsząc zainteresowanie blankami w biografiach faworytów widowni, Stranger Things od drugiego sezonu pompuje merszandyzę literaturą, w niektórych przypadkach bardziej przyziemną, bo jeśli serial coś pomija, to warstwę obyczajową (do której nie wliczam romansów). Lot Ikara skupia się na takich zagadkach z życia Eddiego Munsona, jak "czemu jest dilerem", "dlaczego nie zdał liceum za pierwszym podejściem", "jakie miał życie, zanim Upside Down wbiło mu się w nie z butami", oraz "czy w ogóle zauważył, że Hawkins robi się coraz dziwniejsze", z różnym skutkiem. Jest 1984 - na oko przed drugim sezonem - i do Eddiego puka szansa, żeby wyjechać i potencjalnie zbudować karierę muzyczną; taki jednak tej sytuacji mankament, że Eddie jest spłukany, a nagranie dema, które nowa znajoma przekaże wytwórni muzycznej, do kosztowna impreza. I tutaj tytuł zobowiązuje - oto historia, jak Eddie rzeczoną szansę dokumentnie zaprzepaścił.
Sytuacja tej książki zakrawa o własny paradoks - z jednej strony to część wiadomej franczyzy, więc nie da się po niej spodziewać niczego powyżej "przeciętny", z drugiej zaskakuje jak pobudka z długoletniej śpiączki (nadal z powikłaniami, bądźmy realistami odnośnie śpiączki) [a żart słowny był niezamierzony].Podobnym paradoksem jest Eddie - najlepsza zjebana postać sezonu - jako miasteczkowy parias, potomek przegrywa, któremu wróży się dokładnie ten sam los; ba, nawet nazywają go Juniorem, mimo, że ojcu na imię Alan. Paradoksem, bo całe życie usiłuje udowodnić, że nie będzie przestępcą, ale praktycznie nikt tuż przy samym korycie mu nie wierzy. I to w sumie częściowo Eddiego wina, kiedy straszy nadwrażliwych chrześcijan swoimi hobby, w samym środku ejtisowej satanistycznej paniki. Jeśli jednocześnie chce być sobą, i nie dać się za to zabić, to wybrał dziwną taktykę.
W tym momencie wchodzi, cała na biało, dziura w fabule - Munsonowie zostali wprowadzeni sześć lat po pierwszym sezonie (po wstępnym projekcie serialu to już w ogóle z dekadę), i z marszu stracili realizm. Jako zło doczesne powinni być na pierwszym miejscu listy podejrzanych o zniknięcie Willa, zwłaszcza Eddie, tymczasem nic - ani "starszy Munson wrócił do miasta" (może siedział wtedy w pierdlu, i jakoś o tym wiedziano, mogłam przegapić), ani "to ten świr z klubu wyznawców magii". Okoliczności wsiąknięcia były podejrzane. Eddie był podejrzany, co najmniej od gimnazjum (Middle School). Skoro śmierć Chrissy podniosła larum o ofiary z ludzi, to zaginięcie dziecka i nakładające się w czasie "samobójstwo" raczej lubianego gościa powinny zapalić wszystkim kontrolki. Hawkins naprawdę nie brzmi na aż tak zapadłą dziurę, żeby satanic panic dotarło tam dopiero wiosną 1986, ruch powstał jeszcze w latach 70.. Czy mam uwierzyć, że przy Willu nikomu nie wpadła taka ewentualność do głowy, bo wszyscy mieli Byersów głęboko w poważaniu? Bo naprawdę nic na to nie wskazuje. To było najwyżej trochę rezerwy.
Książka uwydatniła też główny problem serialu, jakim jest łapanie zbyt wielu srok za ogon. Mając tylko jeden plotline, jest w stanie go pociągnąć bez gubienia elementów, czego stanowczo brakuje serialowi. Dzięki temu wiadomo, co się dzieje, pytania zyskują odpowiedzi w kilka-kilkadziesiąt stron - zależy, jak dużym miały być twistem, albo jak zezwalał im na to ciąg wydarzeń - i przede wszystkim cokolwiek widać po postaciach. Nie siedzę na forach dyskusyjnych, tylko na jednym profilu Instagrama i lurkeruję wikię, ale nie zdziwiłabym się, gdyby Lot Ikara jeszcze bardziej wzburzył fanów Eddiego za zeszmacenie ich ulubieńca w serialu. Tutaj zrobił się jeszcze bardziej lubialny, więc Dufferowie i Levy powinni mieć bardziej przerypane na socjalach, niż za pozostałych. Ja się wściekam głównie za Amerykański Patos™, którym zepsuli koniec Eddiego.
Wściekam się też za Chrissy. Książka zaznacza, że już na dwa lata przed śmiercią szkoła i matka odebrały jej osobowość, ale jeden mały flashback wystarcza, żeby wieszać na producentach psy za nadgorliwość przy doborze kolejności scen do skompletowania (jeśli ktoś nie na bieżąco - rozmowa w lesie, której chemia między aktorami mogła utrzymać Chrissy dłużej w fabule, była kręcona już po scenie śmierci). Jeśli zastanawiał was enigmatyczny pokaz talentów, na którym spotkali się Eddie i Chrissy, oto jego kulisy (dosłownie) - i to naprawdę dobra interakcja. Wzbudzała nadzieję, że przynajmniej jeden motyw mógł wyjść dobrze. Dufferowie, wy c****!
W kwestii zbyt wielu srok - serial uparcie traktuje postaci z grupy starsze nastolatki/młodzi dorośli wyłącznie jako support dla smarków i dorosłych, więc interakcje między licealistami to złoto. Znajdą się tu sportowcy, nauczyciel, dyrektor, wzmianki o Stevie. I to jest szczerze mówiąc bardziej interesujące od odmiennych stanów świadomości Jane "Płateczka Śniegu" Hopper/Yves. Z jednym wyjątkiem tak zwanego wątku miłosnego, którego drugiej strony nawet nie pamiętam, taka dziewoja nudna była.