05 kwietnia 2025

"Uderz w Struny", Joan He

Retelling Opowieści o Trzech Królestwach, jakim jest Uderz w Struny, podpada pod kategorię fantastyczną nie ze względu na opieranie się na opowieści, tylko przez kreację świata - tak jak w Żelaznej Wdowie mieliśmy kopię VIII-wiecznych Chin w całej ich mizoginicznej glorii, tak tutaj w III-wiecznych quasi-Chinach główne role w dramacie obsadzają kobiety. Jest tam kilku mężczyzn, ale najgrubsze ryby polityki i militarystyki są piękniejszej płci (z rodzynkiem-strategiem Wroną); w dodatku to grupa wiekowa +/- 20, co u czytelnika z Zachodu może wywoływać pewne problemy z rozróżnianiem (chyba stąd częste podkreślenia ubioru). Wedle słów autorki w posłowiu, był to zabieg bardzo celowy, motywowany przede wszystkim jej doświadczeniami w Ameryce, gdzie "osobę widziano w niej na ostatnim miejscu, na pierwszym zawsze Azjatkę". Stąd brak gender w świecie przedstawionym, żeby  postaci - zwłaszcza protagonistko-narratorka - nie były definiowane jako to, czym się urodziły.

Mówiąc o narratorce, Zefir (prawdziwe imię - Pan Qilin; jeszcze do tego dojdziemy). Jawi się ona od pierwszych chwil jako ktoś nieco komiczny - prezencja to priorytet, więc powłóczyste białe szaty na zagnojoną drogę must have (mogę się mylić, ale mundur wysokiego szczebla nadal sygnalizowałby motłochowi, że ma bić pokłony), a od następnych już jako sodówa. Zrzędzi na szeregowców, cywili, kadrę wojskową niezachowującą odpowiedniej sztywności... Co akurat rozumiem, bo na studiach trafiali mi się ludzie planujący na ostatnią chwilę (przy czym "planujący" to eufemizm - bo po co ustalać na zaś, kto ma kogo na bilecie grupowym, lepiej dzwonić pod nosem konduktora, gdzie jest jeszcze wolne miejsce i latać przez cały skład). Innymi słowy, Zefir zyskała. Im głębiej w narrację, tym bardziej okazuje się, że jest również paranoiczką, ale jak ma nią nie być jako strateżka frakcji na przegranej pozycji? I to tak przegranej, że najmniejszy drobiazg może wyrzucić tę frakcję z równania?

Żeby nie było prosto, aura fantastyki w pewnym momencie nabiera nowych odcieni, i jak Zefir zaznacza do upadłego, że magic userką nie jest, tylko fenomenalną obserwatorką (a i nie wszechmocną - raz się omsknęła ze zmęczeniem łuczników, za co dostała satysfakcjonujący kubeł zimnej wody od Wrony), to później wyczyniają się cuda wianki, których scharakteryzowanie byłoby spoilerem. A że materiału wyjściowego nie znam, to nie stwierdzę, na ile ten rozwój sytuacji wierny, ale z przypisu autorki wnioskuję, że interpretowała dość swobodnie.

Trudnym orzechem do zgryzienia okazały się personalia, dla mojego zachodniego mózgu bardzo neutralne. Nie zliczę, ile razy z pomocą leciał spis postaci na początku, bo rodzaj przydomka nie pasował do rodzajnika noszącego. Zazdroszczę w takich chwilach anglojęzycznym, u nich wszystko poza ludźmi jest nijakie. Ta Zefir, ten Wrona. Faktycznych imion i nazwisk jest kilka, ale chińskich, więc tu też powodzenia na Zachodzie. Nie pomagała narracja w czasie teraźniejszym - moja znienawidzona - co w zamian dało się wykazać feminatywom, w normalnych warunkach przyprawiających o salto mózgu (czytałam co czytałam, i mnie generałka i strateżka po prostu nie leżą), a tu przynajmniej wiadomo, kto "mówi" czy "idzie".

"Uderz w Struny", Joan He

Retelling Opowieści o Trzech Królestwach , jakim jest Uderz w Struny , podpada pod kategorię fantastyczną nie ze względu na opieranie się na...